Film Joker: Folie a deux” mimo szeroko zakrojonych starań pozostanie zgrabną śpiewogrą z niezbyt nachalnym morałem 5
Obsypany rzucanymi z festiwalowych helikopterów nagrodami Joker upomniał się o kontynuację międzynarodowych splendorów. Do filmu dziwnego dokręcono zatem ciąg dalszy. Siłą rzeczy nie mógł być on mniej przewrotny od pierwowzoru. Uprzednio separowany ze świata ludzi obliczalnych Joker kiepsko odnajduje się w więzieniu. Strażnicy natrząsają się z kłopotliwego klienta, współwięźniowie się z nim nie solidaryzują. Zuchwała fama ciągnie się jednak za skazańcem. Zabił on łącznie 6 osób. Pięć z nich zaszlachtował w metrze, gdy napadli go i prowokowali. Ostatnia zginęła z ręki sądzonego w spektakularnych okolicznościach podczas popularnego tak show. Joker (vel Artur Fleck) zastrzelił swojego oprawcę na wizji, czym zyskał sobie uznanie publiki rozkochanej w głównym paśmie emisyjnym.

W więzieniu Artur spotyka Harley. W ramach resocjalizacji strażnicy prowadzą skazanego na próbę chóru. Tutaj właśnie Harley zagadnie Artura. Mężczyzna nie posiada talentów wokalnych, ale jest ciekawy innej rzeczywistości. Dziewczyna rzekomo ma na sumieniu podpalenie. Mit „sprawiedliwego”, który na oczach całej Ameryki dokonał aktu zemsty, zadziała na Harley. „Co taki miły facet robi w tym miejscu?” - usłyszy nieoczekiwanie Artur na wstępie niezobowiązującej pogawędki. Harley wcale nie wygląda na osobę, jaka chciałby się wkraść w łaski straceńca, który niebawem dokona żywota. Artur z desperata marzącego jedynie o bezbolesnej śmierci przedzierzgnie się w opętanego chęcią życia epuzera. Przyjaciele dokonują aktów swobodnej dezynwoltury polegającej na wykonaniu wokalnych protest songów, wyśpiewanych, lub raczej wyimaginowanych, w realiach więziennej beznadziei.
Joker: Folie à Deux sprawia wrażenie pobranej na szybko chwilówki, dogrywki wziętej zanim wyczerpie się limit cierpliwości kinomanów zauroczonych powodzeniem hitu sprzed pięciu lat. Intencjonalność twórców filmu nie jest do końca jasna. Cóż chcieli oni wyrazić, kręcąc pokrętny musical? Bo przecież nie można autorów filmu chyba posądzać o małostkową potrzebę zdyskontowania sukcesu części pierwszej? Mgławicowe podejrzenie o sens produkcji ciągu dalszego może być następujące: Todd Phillips pokusił się, by dowieść, jak wyblakły jest świat tych, którzy chcą się ogrzać w blasku celebryckiej nicości. Znamienne, że do takiego projektu, jeśli go uznać za prawdziwy, reżyser zatrudnił ikonę pop kultury Lady Gagę oraz najbardziej rozpoznawalnego z aktorów ostatnich czasów Joaquin Phoenix. Oboje jednak nie unieśli, mimo wyśpiewania znakomitych partii wokalnych, brzemienia, które im wyznaczył Todd Phillips. Film Joker: Folie à Deux mimo szeroko zakrojonych starań pozostanie zgrabną śpiewogrą z niezbyt nachalnym morałem.

„Czemu wszyscy się tak na mnie gniewają?” - utyskuje Artur. Mężczyzna jest miotany pomiędzy salą sądową a celą więzienną. Na ulicy wzbudza za to aplauz zachwyconych apologetów swojego występku. Artur nie rozumie tej sprzeczności. Harley przecież także bezwarunkowo oddała hołd i swoje serce zwichrowanemu samotnikowi o zabójczych upodobaniach. „Który z was tu jest?” - docieka prokurator podczas procesu, w jakim Joker został oskarżony o sześć morderstw. Artur plącze się w zeznaniach. Już nie jest tak pewny adoracji mentalnej ze strony Harley. „Tu ne me quitte pas” – zaśpiewa za Jacques’em Brel’em Artur swej ukochanej. Cela jest wprawdzie jednoosobowa, ale wiele wskazuje, iż na szafot wprowadzi się z niej tylko jedną ofiarę.
Kwintesencja zjawiska "Sequel którego nikt nie potrzebował" i zmarnowanego potencjału.