Propozycja w reżyserii Scotta Becka i Bryana Woodsa wnosi w wianie całkiem przytomny moduł myśli zgoła egzystencjalnych 8
Dwie fanatyczne wyznawczynie osobliwego Kościoła wybierają się nauczać nieuświadomionych. Przed dziewczynami wznosi się olbrzymia góra. Dotąd przybyszki z Utah wędrowały na rowerach. Wkrótce czeka je wspinaczka po schodach prowadzących na stromy szczyt. Ambitne niewiasty jeszcze spoczywają u masywnego podnóża. „Kto powiedział, że rozmiar nie ma znaczenia?” – brzmi napis umieszczony na ławeczce. Spiąwszy oba rowery, jakimi przybyły w ramach szlachetnej wyprawy, misjonarki pukają do drzwi kolejnych domów. W jednym spotykają się ze szczególnie życzliwym przyjęciem. Tu wita ich pięćdziesięcioletni mężczyzna. Pan Reed wykazuje się kulturą, zapraszając siostry w wierze do środka. Regulamin Kościoła, do jakiego panie należą, zabrania takich praktyk, jeśli w domu nie ma innej kobiety. Gospodarz jednak zapewnia, że mieszka z żoną. Pan Reed, jak wynika z pobieżnych obserwacji, zna przedmiot spodziewanej rozmowy od podszewki. Siostry Barnes oraz Paxton wyczuwają jednak w okolicznościach wizyty i intencjach gospodarza pewną nieszczerość. Wkrótce okazuje się, iż podejrzenia będą uzasadnione.
„Spiderman?” – nieśmiało upewnia się Barnes. Pan Reed przytaczając jakiś cytat, sprawdza erudycję przybyłych „nauczycielek”. Okazuje się, iż nie wykazują się one odpowiednią czujnością. „Nie, to zdanie wypowiedział Wolter” – prostuje gospodarz. Dziewczyny wydają się zakłopotane faktem, że trafiły na osobę, która jest lepiej przygotowana do planowanej lekcji niż one same. Dodatkowo nie pojawia się żona gospodarza mimo jego zapewnień oraz zgodnego nalegań sióstr. Sympatycznie zapowiadająca się wizyta niechybnie przybiera obrót nerwowej i kłopotliwej przepychanki słownej. Pan Reed wykłada dziewczynom swoje stanowisko na temat istoty światowych religii. Siostry myślą już jednak wyłącznie o szybkim i bezpiecznym opuszczeniu podejrzanego domu. Pan Reed wprawdzie nie wyklucza takiej ewentualności, ale w praktyce mocno ją utrudnia. Połączenia z mocodawcami Kościoła zostają drastycznie ograniczone poprzez brak zasięgu telefonicznego. Siostry zdane są odtąd tylko na własną inwencję.
Tytuł filmu – Heretic – wyjaśnia sporo, ale nie wszystko. Propozycja w reżyserii Scotta Becka i Bryana Woodsa wprawdzie intencjonalnie zainteresowana jest zagospodarowaniem poletka uprawianego przez autorów specjalizujących się produkcji horrorów, lecz wnosi w wianie całkiem przytomny moduł myśli zgoła egzystencjalnych. Pan Reed okazuje się bystrym partnerem w zdawkowym, a potem sztucznie wydłużanym sporze z ambitnymi „komiwojażerkami” reklamującymi swój Kościół. „Pokażę wam boga” – zapewnia gospodarz. Przybyszki wyczuwają w tej deklaracji jawną blagę i realne zagrożenie. Cel pana Reeda jest niejasny, lecz argumenty trafiają celu. Krzywdą dla filmu Heretic byłoby, gdyby jego intencje sprowadzić wyłącznie do rangi zwykłego sejsmometru mającego na celu wywołanie, a następnie zmierzenie dreszczy na plecach publiki, pomijając całkiem ciekawą warstwę aksjologiczną tu zawartą.
„Religia to metoda kontroli” – dowodzi pan Reed. Gospodarz już nie musi uciekać się do kurtuazyjnych ogólników, kluczyć, używać dyplomatycznego języka. Siostry wprawdzie taktownie słuchają wywodów mężczyzny, lecz pochłonięte są gorączkowym szukaniem dróg ewakuacji z wrażego domu. Pan Reed dowodzi dziewczynom ich współuczestnictwo w „religijnym fast foodzie” oraz zakamuflowanych iteracjach, które wciąż towarzyszą człowiekowi na jego własne życzenie. Siostry Barnes oraz Paxton chciały nauczać etyki, mając za sobą tylko skrócony w tym względzie kurs obowiązkowy. Nie przewidziały, że na ich drodze stanie ktoś, kto ma złe zamiary, ale za to na koncie bardzo dobre wykształcenie i koncepcje.
Hugh Grant solidnie, dialogi wciągają, chcesz znać finał… jednak finał rozczarowuje :(