Japoński "Stalker" w sztuce filmowej 10
Bez wahania mogę powiedzieć: ten film to japoński "Stalker", jeśli chodzi o sztukę filmową.
Przede wszystkim, historia opowiedziana w tym filmie, naprawdę "wgryza" się w człowieka. Rozterki Sasahary, jego rozmowy z synem, tytułowy bunt przeciwko swojemu panu. To wszystko na dodatek genialnie zagrane przez Mifune, który mój szacunek zdobył już po rolach w obrazach Kurosawy. Po seansie "Buntu" wiedziałem już z całkowitą niemal pewnością, że Mifune to jeden z najwybitniejszych aktorów w historii. Jego ekspresyjność, jego genialna mimika, genialnie to wszystko ze sobą połączone.
Kolejnym atutem filmu, poza znakomicie napisanym scenariuszem i genialną rolą Mifune, są znakomite zdjęcia. Sceny walki na szable, toczone w wysokiej trawie, zapierają dech w piersiach, powolna praca przy scenach dialogowych między bohaterami, to wprost mistrzostwo w prowadzeniu kamery.
To, co jeszcze może się podobać, to wielka oszczędność niepotrzebnych efektów, szczególnie przy scenach walki. Nie mamy tez tutaj niepotrzebnego patosu.
Warto też napomknąć o znakomitej scenografii, która świetnie oddaje specyfikę wnętrz i krajobrazów XVIII-wiecznej Japonii.
Jednak ten film to nie tylko scenariusz, rola męska, czy zdjęcia. To przede wszystkim mocne, zapadające w pamięć prawidło, o tym, że czasem trzeba poświęcić coś, by coś uzyskać. I nie zawsze poświęcenie idzie w parze z wybawieniem.
To opowieść o tym, że czasem człowieczeństwo staje się najważniejsze, a mniej ważnie stają się honor, czy samurajska duma. Historia traktuje o wolnościach obywatelskich, o lojalności wobec pracodawcy i gdzie znajduje się tej lojalności granica. A także o miłości do rodziny, dla której warto poświęcić życie, a także nienawiści, która kiełkuje z każdym dniem.
Jednak kiedy odrzucimy na bok krytykę feudalizmu, ujrzymy coś jeszcze - trzymający w napięciu samurajski western, którego niektóre sceny sprawią, że paznokcie zaczną kreślić grube żłobienia na oparciach fotela (przykład: scena oczekiwania na żołnierzy pana przez Isaburę i jego dziecko, przez chwilę nawet wstrzymywałem oddech).
Arcydzieło sztuki filmowej. Jeden z najlepszych filmów, jakie w życiu widziałem. TOP 10 ulubionych.
Tak świetnie opowiedziana historia a stara i czarnobiała. Isaburo to taki Jin+Mugen z Samurai Champloo