Polityk David Norris kandyduje o miejsce w senacie. Wkrótce poznaje Elise, w której się zakochuje, a tajemniczy strażnicy Losu chcą zaszkodzić ich miłości.
Coś tam, gdzieś tam... zwolennik japońskiej kinematografii, kina grozy klasy B oraz literatury science-fiction. Grafoman nadnaturalny. Nie przepadam za tanimi sequelami, ludzka bezmyslnością i stężeniem absurdu przekraczającym masę krytyczną. Lubie trolle. Zwłaszcza z czerwona kapusta i sosem czosnkowym.

Love Story po korekcie 7

Philip K. Dick jest niewątpliwie jednym z autorów, po twórczość których lubią sięgać filmowcy; czynią to zarówno tuzy, jak Spielberg czy Scott, jak i pomniejsi twórcy, widzący w tekstach pisarza możliwość zaistnienia i wybicia się. Efekty są różne: czasem wyjdzie zjawiskowy Blade Runner, niekiedy pełna akcji Pamięć absolutna, a najczęściej średniej jakości produkcyjniak, który nie zachowa się w pamięci fanów. Jak na tym tle prezentują się Władcy umysłów?

Władcy umysłów (2011) - John Slattery (I), Anthony Mackie, Matt Damon, Anthony Ruivivar

Podobnie jak w przypadku większości filmów czerpiących z dorobku Dicka, reżyserski debiut George’a Nolfiego jest luźno oparty na opowiadaniu "The Adjustment Team". Punkt wyjścia jest znakomity: oto świetnie rokujący, młody polityk, David Norris (w tej roli naprawdę niezły Matt Damon) przegrywa wybory do senatu. Tuż przed wygłoszeniem ostatniego przemówienia spotyka Elise (graną przez nieco sztywną, lecz mającą znakomite momenty Emily Blunt), która daje mu natchnienie do doskonałego przemówienia, przy okazji rozkochując w sobie Davida. Jakiś czas później Norris znów ją spotyka, uczucie rozkiwta, jednak na drodze polityka niespodziewanie stają tajemniczy ludzie, określający się jako pracownicy Biura Korekt, dbający, aby przeznaczony każdemu plan był realizowany bez zakłóceń. A jednym z takich zakłóceń w losie Norrisa jest właśnie Elise...

Materiał - przyznać trzeba - przedni, wystarczający do wysmażenia interesującego, trzymającego w napięciu filmu SF, traktującego o losie jednostki, jej prawie do samostanowienia, podnoszącego kwestię wolnej woli i możliwości wyboru drogi życia, a nawet analizującego istotę przypadku i jego wpływu na bieg wydarzeń (któż wszak nigdy nie podejrzewał, iż za nagłym spóźnieniem autobusu lub kawą wylaną na nową koszulę nie stoi jakiś złośliwiec, lub że ktoś na górze nas bardzo nie lubi). Tymczasem we Władcach umysłów warstwa filozoficzna (żeby użyć nieco górnolotnego sformułowania) sprowadzona jest do minimum i obejmuje w zasadzie tylko dwie rozmowy z pracownikami Biura Korekt, którzy w nieco mętny sposób odkrywają przed Davidem sposób działania całego biznesu i potencjalne implikacje wynikające z podjęcia przez Norrisa niedozwolonych działań. Są w tym względzie nieco podobni do tajemniczych oprawców z Dark City, z tą tylko różnicą, iż nie ingerują oni bezpośrednio w tkankę miasta, jednak w swym bezwzględnym działaniu są równie skuteczni.

Władcy umysłów (2011) - John Slattery (I), Matt Damon, Anthony Ruivivar

Zamiast tego reżyser (i scenarzysta zarazem) oferuje widzowi mieszankę sensacji i romansu, doprawionego odrobiną science-fiction: niemal cała akcja kręci się wokół związku Davida i Elisy, którzy wciąż schodzą się, rozdzielają, znów spotykają i na powrót rozstają. Trudno powiedzieć jednoznacznie, jaki cel przyświecał Nolfiemu - czy chciał stworzyć film, który wciągnąłby nie tylko facetów, ale również kobiety zwyczajowo nie interesujące się tego rodzaju kinem? Jeśli tak, to sądzę, że cel osiągnął: Władcy umysłów stają się w tym momencie hymnem na cześć wolnej woli i prawa do miłości, która zmienia przeznaczenie; dowodem, iż determinacja jest w stanie przezwyciężyć los, zaś uczucie w stosunku do drugiej osoby może wypełnić pustkę w sercu, dać nowy sens życia. Tyle tylko, że w przypadku filmu Nolfiego cały ten romansowy ambaras jest słabo umotywowany: przyczyny, dla których związek Davida i Elise nie może być kontynuowany, są niemal pretekstowe, zaś ich wyjawienie rodzi więcej pytań, niż dostarcza rozwiązań. Inną niewiadomą jest także Harry (znakomity moim zdaniem Anthony Mackie), jeden z pracowników Biura Korekt: co powoduje jego nagłą przemianę? Jaki ma cel? Czemu tak naprawdę działa przeciw wyznaczonemu planowi? Pytań jest wiele, ale na żadne widz nie otrzymuje satysfakcjonującej odpowiedzi. W efekcie, po mocnym, "spiskowym" początku, następuje rozwlekły, niezbyt emocjonujący romans, by na koniec zaserwować efektowny, mocno sensacyjny finał. Huśtawka emocji i konwencji jest w tym wypadku zbyt duża.

Nie mogę natomiast psioczyć na techniczną stronę filmu, niewątpliwie zrealizowanego z rozmachem. Cytat na okładce porównuje Władców umysłów z Incepcją, co jest dla mnie sporą przesadą (było nie było, w filmie Nolfiego drapacze chmur nie obracają się w perzynę, a bohaterowie nie walczą w hotelu skacząc po ścianach), choć pewne związki widać - przede wszystkim w wykorzystaniu przestrzeni miejskiej i znakomitych zdjęciach. Świetnie wypadają sceny pościgów, kiedy David ucieka, bądź próbuje odnaleźć Elise, zaś nieugięci pracownicy Biura śledzą go krok w krok, posługując się systemem drzwi, mogących przenieść ich w zupełnie inne miejsce (ot, wchodzisz drzwiami do pralni, a lądujesz na boisku futbolowym). Co prawda sekwencjom tym sporo brakuje, by pod względem efektowności mierzyć się z Incepcją, ale ta skromność działa na korzyść produkcji Nolfiego - dzięki temu film nie przeradza się w wizualną wydmuszkę, epatującą efektami dla samej przyjemności ich zastosowania, pozwala natomiast uwypuklić piękno Nowego Jorku i różnorodność plenerów. Trudno też przecenić rolę muzyki Thomasa Newmana w procesie tworzenia napięcia: kompozycje towarzyszące finałowym sekwencjom znakomicie pasują do wydarzeń, współgrając z akcją i nadając im pewien rytm i dynamikę.

Władcy umysłów (2011) - Matt Damon, Emily Blunt

Co do aktorstwa - jak wspomniałem wyżej, Matt Damon dobrze wywiązał się ze swej roli. Daleko mu co prawda do kreacji z Infiltracji, ale nie ma się czego wstydzić, podobnie jak Emily Blunt, choć w drugiej połowie filmu jej urok jakby się gdzieś ulotnił, zastąpiony przez tanią melodramatyczność. Nie do końca przekonał mnie Terence Stamp (Thompson) w swej roli a’la staromodny gangster, natomiast bardzo podobał mi się John Slattery jako służbista Richardson (uwielbiam jego wyraz twarzy!) oraz wspomniany Anthony Mackie w roli Harry’ego, rozkręcający się z każdą minutą, który potrafi oddać emocje postaci nawet pozostając stoicko spokojnym i opanowanym.

Reasumując - Władcy umysłów to film ciekawy: dobrze nakręcony, ładny wizualnie, sprawnie zagrany, ze znakomitym pomysłem wyjściowym i na swój sposób nowatorski - ileż w końcu mieliśmy romansów w klimatach SF? Nieodmiennie mam jednak uczucie zmarnowanej szansy i niewykorzystanego potencjału, jaki niósł ze sobą ten materiał. Była szansa na mocny, trzymający w napięciu thriller, tymczasem otrzymaliśmy produkcję na pograniczu sensacji i melodramatu. I choć efekt końcowy jest całkiem niezły, to dla mnie osobiście jest to swego rodzaju rozczarowanie. Niemniej jednak obejrzeć warto - choćby po to, żeby samemu wyrobić sobie opinię.

Władcy umysłów (2011) - Matt Damon, Emily Blunt

PS: w kwestii dodatków do wydania DVD, dystrybutor stanął na wysokości zadania, dając widzowi kilka ciekawych bonusów. Mamy więc możliwość zapoznania się ze scenami usuniętymi (niektóre bardzo ciekawe), wypowiedzią na temat fabuły filmu, a także prześledzić przygotowania Emily Blunt do roli (wcale nie takie łatwe) i dowiedzieć się, w jaki sposób stworzono system drzwi i czemu plenery mają tak duże znaczenie dla filmu. Na koniec jeszcze dodatkowy komentarz reżysera... i w zasadzie tyle. Nie jest tego aż tak dużo, ale materiał jest interesujący i warto się z nim zapoznać.

2 z 3 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 16
ana481516 8

A mnie się podobał:) Do tego film jest na podstawie opowiadania Dicka. Postać Davida w niektórych fragmentach filmu bardzo przypomina Bourne’a.Ej kim jest Szef?

Redox 6

6/10 – Pomysł wyjściowy był niezwykle intrygujący. I taki jest film, ale może przez pierwsze pół godziny. Później zdecydowanie mniej angażuje widza w całą historię i sprawia, że z oporem "kibicuje" głównemu bohaterowi. Osobiście, oprócz całej osi fabularnej z tytułowymi władcami umysłów, spodobał mi się również wątek polityczny i otoczka relacji David-Elise.

Montażyści, scenografowie i pewnie jeszcze cała inna ekipa odwaliła świetną pracę. Cały ten motyw przechodzeniem przez drzwi wypadł niezwykle dynamicznie. Szkoda, że już odtwórce roli głównej, Matt Damona takim określeniem nazwać nie możemy. Wypadł co prawda nie najgorzej, ale wydaje mi się, że za często wybiera rolę w takich produkcyjniakach, a wolę go bardziej w rolach mniej konwencjonalnych (vide: rola w "Intrygancie").

Film jednak mocno się broni, przejściowym klimatem spisku, nieźle zaplanowaną intrygą, a w dzisiejszym kinie bez robotów, zombie i całej podobnej plejady filmy z tego gatunku coraz rzadziej goszczą na ekranach.

Trophy Redox 4

To prawda. Pomysł bardzo dobry, ale wykonanie średnie. Cała fabuła opiera się na miłości, co w połowie filmu zaczyna być nużące. Całkiem niezły duet Damon i Blunt, ewidentnie czuć chemię między aktorami. Sekwencje z drzwiami faktycznie dynamicznie i ładnie zrealizowane. A samo zakończenie… okropne. :) Mimo wszystko, dobre przesłanie. Czy lepiej dostosować się do tego co ludzie nam wmawiają i chcą nami sterować, czy dać się ponieść emocjom i żyć tak jak my tego chcemy?

Redox Redox 6

Do mnie to przesłanie, o którym wspomina wiele osób, jakoś nie trafiło wcale. Może przez to ckliwe zakończenie lub za grubą warstwę komercyjnego rzemiosła, gdzie specjalnego miejsca na głębsze rozważania raczej nie ma.

Hessus666 Redox 7

Jestem tego samego zdania. Film zapowiada się super jednak z czasem widać, że jest trochę niedopracowany. Mam wrażenie, że pomysł chyba w delikatnej mierze ściągnięty z mini serialu LAST ROOM. Ogólnie jednak nie jest źle i warto obejrzeć, całość 6,5/10

MagEllan Redox 7

W mojej ocenie to film dobry 7/10
Jest ladnie pokazany, choc fanow SF jak i Thrilerow moze rozczarowac bo to glownie romans z mala otoczka.
Jesli traktowac to jako SF to moze byc wielkie rozczarowanie.
Niemniej jesli traktowac go jako romans z zakretem to moim zdaniem naprawde dobra mocna pozycja ktora stawia go o oczko wyzej innych romansow.

Mnie film wciagnal fakt ze im dalej w las tym jakby napiecia mniej ale nie bylbym tak surowy jak Redox ze to tylko 30 minut.

Co do samego zakonczenia – nie nazwalym go okropnym raczej typowym dla produkcji do ktorych ta powinna sie zaliczac… choc po dynamicznej akcji spodziewalem sie ciut wiecej nizli tylko slodyczy lejacej sie z ekranu.

Fajne jest to ze mozna jesli ktos ma ochote skupic sie na przeslaniu filmu i zadac sobie pytanie o role wolnej woli w zyciu czlowieka. (zakladam ze ten temat poruszyl Phillip K. Dick w opowiadaniu ktorego nie czytalem ale na pewno po nie siegne).

Beznickowy 9

Polecam – Świetna alternatywa dla osób chcących obejrzeć film o miłości podany w innym stylu niż to serwują w większości głupiutkie komedie romantyczne. Dobra obsada, wciągająca historia, nieodkrywcze, ale dobrze skierowane przesłanie. Bardzo mi się spodobał.

Asmodeusz Beznickowy 8

ciekawie zrealizowany, zachęcający do przeczytania opowiadania, film jaki można obejrzeć z dziewczyną i oboje będziecie zadowoleni

marta_ki 9

dobry film z Mattem Damonem – Uważam, że film jest ciekawy, wciągający i nie brakuje w nim dobrych tekstów. Główny bohater staje przed trudnym wyborem- miłość czy kariera polityczna o której zawsze marzył.
Rozczarowało mnie zakończenie, odnosze wrażenie że nie chciało im sie wymyślić cikawszego rozwiązania. Poza tym Matt Damon w roli polityka- SUPER! film 8/10
Na koniec dodam że moja ocena jest wysoce nieobiektywna, gdyż szaleje za Mattem Damonem.

ale i tak polecam

pajki_filmaniak 6

Fajny romans sc-fi aktorsko dobrze zagrane

Więcej informacji

Proszę czekać…