Recenzja filmu Nolana "Interstellar" 7
Wokół Interstellara wytworzyła się atmosfera tajemniczości i wyjątkowości poprzez dość oszczędną akcję promocyjną, która ujawniała jak najmniej z możliwych informacji, podsycając naszą ciekawość. Czy w ten sposób film jest w stanie sprostać oczekiwaniom? Nolan pokazuje, że jest w formie, ale nie tworzy obrazu równie dobrego jak Incepcja , wyraźnie skupiając się na koncepcji i technice, pozostawia sporo niedociągnięć w scenariuszu.
W złowrogą sytuację planety Ziemi wprowadzają nas „gadające głowy”, niczym z filmu dokumentalnego, rozprawiające o zniszczeniach i rychłym upadku naszej cywilizacji. Ludzie tracą zapasy jedzenia, zboża nie przynoszą plonów, a świat pokrywa brud i kurzy z nieustannie wiejących silnych wiatrów. Naukowcy i badacze zostali zdegradowani do roli podrzędnych farmerów, a NASA zaprzestała oficjalnej działalności. W takiej apokaliptycznej wizji rzeczywistości odnajdujemy Coopera (Matthew McConaughey), opiekującego się dwójką dzieci, który przez przypadek trafia do ośrodka badawczego NASA i natychmiast wyrusza na ratunek światu w służbie idei profesora Branda (Michael Caine) wierzącego w istnienie alternatywnej przestrzeni w kosmosie, w której ludzi mogliby zacząć życie od nowa. Wraz z doktor Brand (Anne Hathaway) oraz dwoma astronautami przekracza stratosferę i eksploruje kolejne planety spoza naszego Układu Słonecznego, aby ostatecznie dotrzeć do czarnej dziury.
Streszczenie fabuły brzmi już absurdalnie, ale nie zapominajmy, że poruszamy się w graniach gatunku science-fiction i twórcy mogą pozwolić sobie na dużą dozę fantazji. A po twórcy Prestiżu można spodziewać się rozbudowanych dygresji, filmowych odwołań czy intelektualnych rozgrywek. Nolan doskonale buduje kosmiczny świat, który zachwyca ogromem przestrzeni i scenograficzną kompozycją. Ta wizja jest równie przytłaczająca jak w Grawitacji Cuarona, ale daje nadzieję na odkrywanie nowych zjawisk, przewidując odnalezienie bezpiecznego miejsca dla ludzkości. Czy kosmos z Interstellar przeraża i daje poczucie zagrożenia? Aktorskie poczynania obsady dają minimalne poczucie grozy, pozostawiając skrajne wrażenia, gdzie Hathaway wygłasza napisane dla niej kwestie, podczas gdy McConaughey gra na granicy przeszarżowania. Promykiem w obsadzie jest Jessica Chastain, której emocjonalne rozedrganie sprytnie posuwa akcję do przodu.
Interstellar nie jest filmem jednoznacznym, nie wywołuje westchnień zachwytu, gubi się w fabularnych wątkach i kliszach, wprowadzając nieco chaosu, a wiele rzeczy wydarza się bez wyjaśnień. Mimo topornych dialogów, apoteozy miłości i siły propagandy otrzymujemy poprawne kino rozrywkowe z nutką intelektualnych niuansów zatopionych w kosmicznych przestrzeniach wypełnionych przez muzykę Hansa Zimmera, który w końcu odszedł od wieloletniego schematu i stworzył coś świeżego. Christopher Nolan zagina czasoprzestrzeń i zabiera nas z fantazją do piątego wymiaru.
Niesiony ujmującym porywem, wynikającym z wielu komentarzy i porównań do „Odysei 2001”, wyszedłem z kina nieco oszołomiony. W głowie dźwięczała mi muzyka do filmu. Z jednej strony ujmująca, a z drugiej wręcz przeciwnie. Ładne malowanie wyobraźni twórców poprzez obraz. Wizualnie film, jest dość „estetyczny”, jednakże będę się upierał, że scenariusz jest zbyt mocno przekombinowany. Do tego niemiłosiernie rozbudowany wątek relacji córki i ojca. Zdaję sobie sprawę, że na temat tego filmu postawiono szereg pytań i wyrażono mnóstwo opinii. Pomimo to, sam sobie zadałem pytanie. Czy „filozoficznie” Nolan zbliżył się do Kubricka? Po dzisiejszym i dość późnym wyjściu z kina, znam wreszcie odpowiedź. Niestety, nie zbliżył się do Geniusza.