Superman w spódnicy czy Supergirl? 5
Pamiętam jak była premiera w kinach tego filmu, a wszystkie autobusy jeździły obklejone plakatami go reklamującymi. Gdzie nie szłam tam widziałam reklamę, dlatego uznałam że chyba warto go obejrzeć, skoro go tak reklamują. Jak się jednak okazało film został przereklamowany a widz namówiony do obejrzenia. Szkoda bo zapowiadało się ciekawie.
Chyba każdy kto widział Supermana, po obejrzeniu pierwszych scen tego filmu, właśnie o nim pomyśli. Pewnie o to chodziło reżyserowi, żeby zaskoczyć tym że nie tylko faceci są silni i umięśnieni, pomocni i mściwi. Ivan Reitman od początku swojej kariery obracał się w gatunku komediowym, to on jest twórcą "Pogromcy duchów" czy" Gliniarza w przedszkolu". Ten film jest inny, bo chce zniszczyć kanon kobiety delikatnej, bezradnej, bo taką na pewno nie jest Jenny Johnson czyli G-girl (Uma Thurman). Choć widzom dała się poznać już jako niezastąpiona Czarna Mamba z "Kill Billa", to tutaj próbuje być zabawna. Momentami sceny są lekko przesadzone i bardzo nierealne, ale w końcu to tylko kino, życie jest inne. Właśnie o tym dowiaduje się Matt Saunders (Luke Wilson), ale za późno. Bo kiedy poznaje piękną Jenny, jest im razem dobrze (choć czuje się z nią dziwnie) to nie przeczuwa kim tak naprawdę jest jego koleżanka. Nie ma pojęcia jak ta znajomość może się skończyć. Bo G-girl, kiedy kocha jest cudowna, ale potrafi być mściwa, zaborcza wręcz agresywna.
Ten film chce nam coś przekazać, ma jakąś myśl przewodnią, tylko ja nie bardzo potrafię ją odczytać. Czyżby reżyser znudzony Spidermanem, Supermanem i innymi super-bohaterami męskimi postanowił stworzyć super-kobietę, a może to po prostu jego marzenie o idealnej kobiecie. Film jest zabawny ale nic poza tym. Szczerze obejrzałam go z przymrużeniem oka i chyba nie chciałabym do niego wracać. Na obejrzenie dla relaksu idealny, ale nie liczcie na zbyt wiele, no chyba że lubicie filmy w stylu Scary movie. Ale nic się nie stanie jak go sobie po prostu odpuścicie.
nawet fajne miejscami można się pośmiać 6/10