W postapokaliptycznym świecie, gdzie miasta są mobilne i walczą ze sobą o zasoby, aspirujący do wyższych sfer Tom zapobiega zabójstwu przywódcy Londynu. Jednak gdy uratowany pozbywa się swego wybawcy, ten zawiera sojusz z niedoszłą zabójczynią, żądną zemsty Hester.
Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

Na szczęście „Zabójcze maszyny” nie są kinematograficznym kołem tortur, jak można przeczytać w wielu recenzjach. 6

Peter Jackson pisze kolejny przewodnik, z pomocą którego widz może eksplorować nowy eskapistyczny świat. Scenarzysta wywiązał się z zadania, niestety, nie można tego powiedzieć o reżyserze oraz części obsady. Chociaż warunki były bardziej niż dogodne, twórcom nie udało się poprowadzić intrygującej historii. Ta zbacza w pewnym momencie w rejony klasycznego SF z szalonym despotą oraz nastolatkami od zbawiania świata. Całość satysfakcjonuje, choć dało się lepiej.

Zabójcze maszyny (2018) - Robert Sheehan (II), Jihae, Hera Hilmar

Zabójcze maszyny odpierają właśnie zmasowany atak krytyki, co szczerze mnie frasuje. Raz, że w powszechnej opinii blockbustery zaczynają funkcjonować jako obiekt do wieszania psów. Faktycznie, tegoroczny sezon nie był zbyt satysfakcjonujący: po udanych odsłonach Marvela widzowie otrzymali Deadpoola 2, Jurassic World: Upadłe królestwo, Hana Solo i masę innych widowisk wysokobudżetowych, których tytuły wyparowały z mojej głowy wraz z opuszczeniem sali kinowej. Wydaje się jednak, że Zabójcze maszyny niemal z marszu wpisane zostały w obowiązującą narrację. Dwa: tytuł bez wątpienia wyróżnia się na tle innych widowisk o nastolatkach na drodze do wielkiej rewolucji. Zabójcze maszyny roznoszą w pył – osadzone w podobnej estetyce – Mroczne umysły albo Playera One, które również gościły na ekranach kin w 2018 roku.

Czym Zabójcze maszyny przypadły mi do gustu? Przede wszystkim ekspozycją świata przedstawionego. Pierwsze sceny widowiska prezentują steampunkową rzeczywistość wędrujących maszyn-miast na czterech kołach. Nie przesłyszeliście się: olbrzymie miasta po Wojnie Totalnej przemienione zostają w monumentalne osady dla ludzi. Punkt wyjściowy stanowi definitywnie najsłabsze ogniwo łańcucha fabularnego, zwłaszcza jeśli zauważy się, o ile oszczędniejszy byłby osiadły tryb życia. Z drugiej strony w przypadku innego filmu Jacksona można narzekać, że cała podróż z Pierścieniem do Mordoru była irracjonalna, gdyż hobbitów w każdej chwili mogły przerzucić tam Orły. Twórca często zostawia w swoich scenariuszach czytelną lukę, która dekonstruuje sensowność świata przedstawionego. Pozostaje jednak cieszyć się, jak efektownie wypadły na dużym ekranie wędrujące konstrukcje, obite w brudną, zardzewiałą stal.

Zabójcze maszyny (2018) - Robert Sheehan (II), Hera Hilmar

Twórcy z marszu szkicują detale przedstawionej rzeczywistości: wieszają plakaty na dalszym planie, odwołujące się do mód świata, który przeminął; innym razem powierzchownie eksponują nowo powstałe religie. W ten sposób widz potrafi uwierzyć w świat przedstawiony. Immersja stopniowo nurza go coraz głębiej w prezentowanych technologiach oraz lokacjach z odległej (choć na swój sposób pierwotnej) przyszłości. Całości pomaga posługiwanie się nowomową oraz nawiązania do historycznych wydarzeń i geograficznych krain świata przedstawionego.

Niestety, scenariusz Petera Jacksona oraz dwóch współscenarzystek, Philippy Boyens i Fran Walsh, trafił do rąk debiutującego reżysera. Bez dwóch zdań Christian Rivers wie, jak zrealizować sceny akcji, zwłaszcza kiedy może odwołać się do najpopularniejszych blockbusterów – w Zabójczych maszynach bez problemu można zauważyć nawiązania m.in. do „Gwiezdnych wojen” (każda scena rozgrywająca się w kokpicie wielkich pojazdów i znaczna część zwrotów fabularnych – z drzewem genealogicznym protagonistów na czele), Frankensteina (romantyczna postać Zmartwychwstałego) oraz Mad Maxa (steampunk na drodze gniewu). Gorzej, kiedy twórca z monumentalnych scen przeładowanych efektami specjalnymi stara się stworzyć spójną narrację. Droga bohaterów prowadzi przez banał w dojmującą kalkę. Antagonista jest zły z wyboru, a jedynymi osobami w świecie przedstawionym, które mogą rozbić trybiki maszyny wojny, są dzieci, najwyżej: nastolatkowie. Ich podróż w świecie jutra posiada znamiona zmarnowanego potencjału, zwłaszcza kiedy postapokaliptyczna odyseja zamienia się w wyblakłą drogę krzyżową od jednej lokacji do drugiej. Chociaż pierwsza część filmu posiada znakomitą ekspozycję, każda kolejne miejsce traci na wiarygodności – miasto w chmurach jest nakreślone pokrótce, jakby scenarzystom w trakcie pisania miał uciec autobus. Największym problemem Zabójczych maszynach pozostają jednak postacie.

Zabójcze maszyny (2018) - Hera Hilmar, Robert Sheehan (II)

Lokalny Harry Potter i Hermiona to zmanieryzowane klisze kina dla nastolatków, wysączone z kropli charakteru czy grama charyzmy. On jest delikatnym idealistą nieskalanym krztą zadziorności – pupilek systemu na drodze do zostania Hanem Solo, który momentami wręcz drażni swoją nieporadnością; ona: „edgy girl” z bliznami i bolesną przeszłością wydaje się na tyle ciekawa, że w pewnym momencie przejmuje pałeczkę głównego bohatera filmu. Dziewczyna zyskuje sympatię widzów za sprawą genezy – twórcy szkicują jej relacje z matką oraz drapieżnym cyborgiem (w przeciwieństwie do Toma, którego płaskość jest niemal przytłaczająca). Tyle nie wystarcza, by móc im szczerze kibicować. Bardzo przeźroczyste postacie zaczynają się błąkać – niczym duchy – po wyrazistym świecie jutra, grzęznąć w natłoku dynamicznych scen. Widz nie jest w stanie utożsamić się z duetem głównych bohaterów, co za tym idzie: dziękuje twórcom, że chociaż scenograficznie całość wygląda świetnie. Inaczej niż w Mrocznych umysłach, franczyzie „Niezgodnej” czy Dawcy pamięci, gdzie puste postacie szły w parze z równie opustoszałą artystycznie szatą wizualną.

Przede wszystkim Zabójcze maszyny stanowią świetny przykład na to, jak łączyć ze sobą praktyczne efekty specjalne z CGI. Elementy miejskiej infrastruktury zbudowane są w studiu, wzmacniając wiarygodność kolejnych lokacji. Z drugiej strony wizja monumentalnych maszyn-miast, emocjonujące pościgi czy sceny batalistyczne składają się na satysfakcjonujące efekty komputerowe.

Zabójcze maszyny (2018) - Robert Sheehan (II)

Całokształt wzbogacony zostaje wyraźnym przesłaniem politycznym – lokalny despota porusza się miastem Londyn, a jego największym marzeniem jest zniszczyć osiadłą osadę na Wschodzie. Prosta i dość uniwersalna symbolika pozwala rozliczyć się z działań zbrojnych Amerykanów w Wietnamie, Afganistanie oraz Iraku. Z drugiej strony jej metaforyczny charakter można wiązać ze współczesną areną polityczną Stanów Zjednoczonych, ale też całego Zachodu względem uchodźców z przeciwnej strony ziemskiego globu.

Zabójcze maszyny posiadają kilka ziaren piasku w działających trybach. Przez nie konstrukcja trzeszczy i zacina się. Podobne produkcje o dystopii i nastolatkach często mogą utknąć w zębach widzów i krytyków. Na szczęście tym razem film zostaje w oczach – w warstwie wizualnej nie ma sobie równych wśród tegorocznych premier kina wysokobudżetowego. Szkoda zatem, że tak ciekawy świat wypełniony został kompilacją motywów z wieloletniej tradycji blockbusterów – ani grama tutaj finezji i oryginalności. Gwiezdne wojny lądują na ziemi, dowodzone przez grupę małolatów – lokalny imperator wspomina czasy Matrixa, a pozorna „czaderskość” nie idzie w parze z tokiem narracji. Na szczęście Zabójcze maszyny nie są kinematograficznym kołem tortur, jak można przeczytać w wielu recenzjach.

2 z 3 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 11
Magic 7

Wartka i wciągająca akcja, piękne zdjęcia, efekty mega dobre. Klimat filmu przypomina produkcje z lat 90.

trevize 3

Terminator ratuje dziewczynce życie, żeby ją zabić, żeby żyła jego bieda życiem. Już był w ogródku, już łapał Pana Boga za rogi ale znalazła bolca i chęć życia.

Bejtmen 6

Bardzo bym się ucieszył gdyby okazało się, że to początek uniwersum, ale niestety tak nie będzie. Przyjemne odmóżdżenie.

PoppinTom 5

Azjatycki Elvis, odpady z Matrixa. Da się wyczuć iż wycięto dużo z książki aby zmieścić się w 2h a może słabe źródło. Niezłe efekty, diesel?terminator z sercem?

ZSGifMan 5

Wykonanie i efekty super, sam pomysł też dobry, tylko jakoś coś nie wyszło tak super jak powinno, jakiś chaos w tej fabule czy co.

Asmodeusz ZSGifMan 5

@ZSGifMan tu się zgodzę ciekawy pomysł na film jednak jego wykonanie jakoś nie specjalne a najciekawszą postacią jest android, którego wątek naprawdę przyciąga, ogólnie 6/10

Więcej informacji

Proszę czekać…