Do trzech razy sztuka. Sztuka się udaje i daje radę może bez zjawiskowych zwrotów akcji trzymać tempo, zostawić kalki innych komedii romantycznych, opowiedzieć historię czarującą, ale nieogłupiającą. 6
Sytuacją bez precedensu dalej jest poszukiwanie niewtórnego języka i wkładanie wysiłku przy tworzeniu komedii romantycznej w Polsce, która nie byłaby „kolejną” i nie działała na zasadzie sklepów odzieżowych w galerii, gdzie jedyne, co się zmienia w każdym kolejnym odwiedzanym, to nazwa firmy. A jakość wykonania, styl i charakter ten sam. Planeta Singli 3 jest z innej planety. Mamy zamknięcie trylogii i mimo trochę wyczerpującej się już formuły to dalej kino myślące dla myślących. Dlatego to film, który nie obawia się, że momenty rozczulające, urocze i urzekające będą tworzyć alternatywną rzeczywistość. Planeta Singli 3 to kino, które niesie ze sobą spory ładunek szczerości, ma tożsamość i pomysł na siebie, a jego bohaterowie nie stoją w miejscu. Fantazja na wiele głosów, gdzie obecne odcienie różu opowiadania nie są zbyt jaskrawe.
Najbardziej znana para w Polsce, Tomek i Ania, których nie łączyło nic prócz aplikacji randkowej, ewoluowała na naszych oczach. W ostatniej części będziemy towarzyszyć w końcu pewnej przygody filmowej, ale też wejściu w nowy rozdział relacji, czyli zaślubinom. Oczywiście prócz naszego duetu, najważniejszego w tej układance, pojawiają się wszyscy, którzy byli z bohaterami i dali się widzom zżyć również ze sobą. Ślub ma odbyć się w rodzinnej miejscowości Tomka, czyli daleko od Warszawy. Już samo to oddalenie od wielkomiejskości wprowadzi nowe powietrze, a na pewno inne, i zamiesza w głowach wycieczki. Do tego wielkiego come back syna marnotrawnego dojdzie mnóstwo ukrytego żalu ze strony brata pozostawionego na wsi, który uważa Tomka za winnego takiego stanu rzeczy. Do tego pojawi się ojciec wracający po kilkudziesięciu latach nieobecności z podróży, które nie wiemy, w ilu procentach są legendami, a w ilu prawdą. Na pewno prawdą jest, że opuścił rodzinę, a teraz powraca do niej i tylko Tomek widzi hucpę oraz absurd całej sytuacji. Dla niego to ojciec tylko w biologicznym sensie i nie nabierze się na ten cały cyrk. Ten natomiast pragnie Tomka swoim oświeceniem, mądrościami zdobywanymi po świecie przygotować do małżeństwa, o ironio!
Do tego historia nie odcina się i nie skupia soczewki wyłącznie na Ani i Tomku, a pozwala doświadczać kolejnych przeżyć innych postaci, równoprawnie istotnych dla kondycji filmu. Oczywiście mamy Olę i Bogdana, duet pełen ikry, ale obecnie przemęczony. Ola czuje się najgorszą matką na świecie, osamotnioną w tym uczuciu, a Bogdan kompletnie nie potrafi współodczuwać i zrozumieć żony. Marcel, oczywiście jak zawsze charyzmatyczny, tym razem zajmuje się organizacją wesela. Jego przyjazd na wieś nie będzie należał do najprostszych, gdyż przypomni mu to demony z przeszłości oraz wystawi jego przyjaźń z Tomkiem na kolejną próbę. Konfrontacja miejskiego życia z wiejskim, przyzwyczajeń i nawyków obu światów, które na początku z rezerwą do siebie nastawione, okazują się z czasem nie być tak od siebie oddalone. „Jaka rodzina nie ma problemów” – mówi matka Tomka i ma całkowitą rację.
Do trzech razy sztuka. Sztuka się udaje i daje radę. Podróż na wieś, kolejny etap w życiu filmowej pary dodaje nowych rumieńców i „atrakcji” oraz poważniejszych tonów relacji, refleksji o powrocie po latach, życia przeszłością. Wyjazd na wieś też nie jest tylko odświeżający i dążący do prostych kontrastów, chociaż czasami te porównania wracają jak bumerang. Film oddala się od konwencjonalności i sterylizacji z niewygodnych tematów. Oczywiście ciężar historii jest świadomie rozcieńczany humorem, ale nie z jednej „szkoły”. Tradycja miesza się tutaj z nowoczesnością, a to przepis na ładunek wybuchowy, którego detonacja nie jest wcale totalnie delikatna i pełna bajkopisarstwa. Nie ma typowych przyśpiewek weselnych i ckliwej ceremonii, a trochę buntu, dużo wódki, zabawy konwencją i figlarności narracyjnej. Spontaniczność zamiast bezczelnej kalkulacji. Na dodatek nastroje są przetasowane. W jednej chwili mamy refleksyjną nutę nostalgii, przełamaną naturalnym komizmem sytuacyjnym. Do tego pełnokrwiste postaci, a nie zaprogramowane roboty czy figury woskowe. Mamy kilka poziomów budowania postaci, nie są one jednowymiarowe.
Ten film oddycha pełną piersią. Nawet jeżeli nie ma zjawiskowych plot twistów, to proponuje naprawdę niezły i nieobrażający inteligencji widza, wchodzący z nami w szczery układ, show time. Nic na siłę. Film ma sporą siłę oczarowania, ale nie ogłupiania.
Brakło dobrych pomysłów ? Reżyserzy się wypalili ? Naciągany do granic możliwości … Bogusław Linda wypada żałośnie ! Oglądanie męczy ;)