Najlepsza ekranizacja prozy 10
Najlepsza ekranizacja prozy słynnego Trumana Capote’a. A to głównie dzięki zjawiskowej Hepburn w roli Holly Golightly, prowincjuszki z Teksasu, mieszkającej w Nowym Jorku. Marzy ona o luksusie i małżeństwie z milionerem, a na razie daje się utrzymywać bogatym adoratorom. Poznaje pisarza Paula, mieszkającego piętro niżej. Zaprzyjaźniają się, a co z tego wynika, musicie zobaczyć sami.
Film znakomicie wytrzymuje porównanie z pierwowzorem, choć reżyser Blake Edwards zdecydował się na zmianę zakończenia z pominięciem wątków biseksualnych. Elementy komediowe i satyryczne także złagodzono, ale w inteligentny sposób, a do sukcesu przyczyniło się także doskonałe obsadzenie ról drugoplanowych (świetny Mickey Rooney). Muzyka i akcja płyną zgrabnie i są ze sobą zgrane, świetne zdjęcia i montaż dopełniają wspaniałą grę aktorów. Ogląda się naprawdę z zainteresowaniem i ciągłym uśmiechem na twarzy.
Gorzkie tony (kariera przez łóżko, korupcja uczuć) zeszły tutaj zdecydowanie na drugi plan wobec pełnego magnetyzmu popisu Hepburn, łączącej w swym występie w sposób niezwykle harmonijny naiwność i doświadczenie, swoisty idealizm i wyrachowanie, dziecięcą świeżość uczuć z zepsuciem.
Polecam film wszystkim, którzy czytali książkę lub nie, którzy już oglądali bądź dopiero zamierzają, naprawdę dobry obraz na miarę swojego gatunku. Romans, który do dziś dnia nie ma sobie równych – przede wszystkim dzięki niesamowitej chemii pomiędzy dwoma głównymi bohaterami. Klasyk, który trzeba znać…
Bardzo dobry film z legendarnymi kreacjami Audrey Hepburn i George’a Pepparda. A wszystko przebija ostatnia scena z odnalezieniem rudego, bezimiennego kota w deszczu – poezja kina XX wieku, które po prostu uwielbiam. Świetne sceny spacerów nowojorskich, sobowtóra taksówkarskiego Bruce’a Willisa, a zarazem klimatyczna muzyka Henry’ego Mancini (tak, ten sam kompozytor od "Różowej Pantery") sprawia, że w przyszłości chętnie po niego sięgnę jeszcze raz. Lekkość, która była dawkowana z umiarem, co dzisiaj absolutnie się nie zdarza. Stare filmy są fajne, co podkreślam osobiście na każdym kroku. Te współczesne filmy są do bani, nie lubię ich! Są jak dla mnie bardzo sztampowe.