Rok 2022 należy do Michała Węgrzyna - stał się królem polskiego gniota. "Krime Story. Love Story" umacnia jego pozycję na tronie. 1
Rok 2022 należy do Michała Węgrzyna - stał się królem polskiego gniota. Krime Story. Love Story umacnia jego pozycję na tronie i raczej ciężko będzie go z niego zrzucić. Po Gierku przyszła pora na jego nowy film - historia zgoła inna, ale obsada niemalże ta sama i jakość samego filmu również bliska szorowania po dnie. Wróć - tym razem ona to dno wyznacza.
Krime Story. Love Story już swoim tytułem daje w dosyć solidny sposób znać widzowi, że nie będzie to kino najwyższych lotów. Naprawdę, jeśli miałbym wybrać bardziej kuriozalny tytuł w ostatnich latach w polskim kinie, to postawiłbym prawdopodobnie na twór Michała Węgrzyna. No, ale nieważne. Wróćmy do samego filmu. Głównym bohaterem opowieści jest Krime, który wraz z przyjacielem o równie zacnym pseudonimie Wajcha, planują skok, dzięki któremu będą zarobieni do końca życia. Jak zwykle w tego typu przypadkach bywa nie wszystko idzie zgodnie z myślą naszych bohaterów, którzy nie tylko stają się celem gangsterów, ale także muszą uciekać przed policjantami. Gdzieś w tle mamy też drugi wątek, młodej dziewczyny, która w bardzo hedonistyczny sposób korzysta z lat młodzieńczych.
Nie będę ukrywał - pierwszy akt filmu nie zapowiadał filmowej tragedii, która spotkała mnie po dotarciu do napisów końcowych. Jest to całkiem zjadliwa, aczkolwiek niezbyt śmieszna komedia kryminalno-gangsterska, która po kolei odbębnia utarte schematy tego typu kina. Film ogląda się przez pierwszą godzinę całkiem dobrze - dynamiczny montaż, hip-hopowe kawałki, które całkiem nieźle wpasowują się w klimat filmu, mniej lub bardziej irytujący bohaterowie, trochę aktorskiej szarży i przyjemne dla oka zdjęcia. Generalnie nic co zwiastowałoby narodziny paździerza.
Aż tu nagle Michał Węgrzyn totalnie zmienia ton filmu. Mocne raperskie kawałki zastąpione zostają balladami miłosnymi. Gangsterska historia zmienia się w kuriozalny romans, którego zwieńczeniem jest prawdopodobnie najgorszy finał i twist w polskiej kinematografii ostatniej dekady. Albo i dłużej. Autentycznie - jeśli znajdziecie mi bardziej denny, niepoważny i wrzucony od czapy w ostatnich pięciu minutach twist, to chylę czoła. Nie dacie rady.
Tak sobie pomyślałem, że pan Michał Węgrzyn ma niesamowity talent do tworzenia przerysowanych bohaterów. Może jakieś uniwersum? Myślę, że postacie nieśmiertelnego gangstera granego przez Cezarego Żaka (aczkolwiek Leonid Breżniew w jego wykonaniu też postawił poprzeczkę bardzo wysoko) i Generała z Gierka w epicki sposób sportretowanego przez Antoniego Pawlickiego, mogłyby być filarem pod realizację takiego projektu. Spokojnie możemy dorzucić tam kuriozalnego Wajchę w wykonaniu Miśka Koterskiego i oczywiście nierozłączny duet Nicole Bogdanowicz oraz Klaudia Halejcio.
Patryk Vega ma bardzo poważnego konkurenta. Krime Story. Love Story będzie rywalizowało o miano najgorszego polskiego filmu roku z równie nieudaną produkcją Miłość, seks & pandemia. Prawdopodobnie postawiłbym na Vegę, jednak finał filmu Węgrzyna nie pozwala mi na tak szybki osąd. Oba tytuły grają w tej samej lidze. Lidze gniotów.
czym dalej tym gorzej