Mondo Cane można by tłumaczyć jako "Pieskie Życie". Z tym związkiem frazeologicznym kojarzy się zazwyczaj szarówa, pustka w portfelu i nieprzejednany wykidajło w gospodzie. Taki był słodko-gorzki film
Charliego Chaplina pod tym właśnie tytułem. Trudno o większe nieporozumienie.
Mondo Cane opowiada o życiu skundlonym, atawistycznym, sprowadzonym to najniższych instynktów – chuci, głodu i chęci przeżycia. Nakręcony w 1962 roku film, wprowadzony na ekrany jako dokument etnograficzny, to w istocie najczystsze kino eksploatacji. Wątpliwości cenzury budziły przede wszystkim sceny bezwzględnego uboju dziesiątek zwierząt, które w spazmach dogorywają na ekranie, oraz zarejestrowana w trakcie encierro – gonitwy byków i ludzi w Pampelunie – śmierć człowieka. Ironii całemu przedsięwzięciu dodaje jaskrawa kolorystyka, wynikająca z zastosowania w filmie Technicoloru.