Jest to jednak jakiś fenomen, że amerykański remake ma w sobie śladowe ilości autentyzmu i co kilka minut przypominasz sobie, że to tylko film i gra aktorska.
Tak ciekawie nieoczywisty jest ten serial, że aż serduszko rośnie. Tym bardziej, że to sprawna mieszanka horroru i dramatu psychologicznego.
Tak cholernie płacze mi serce, bo Craig to zajebisty Bond, a moja miłość do całej serii nadal jest żywa, ale to też często przeciętny i sztywny film no. <cry>
Zachwycająca operatorska robota i olśniewający grą zespół aktorski. Świeże to, nawet pomimo przemielonych schematów. Być może miejscami lekko przegina.
Wszystko świetnie, tempo, scenografia, kostiumy, styl, aktorstwo, miłość i pościgi, tylko nie wiem, czy nie wyleci z głowy jutro po południu. Idealna chillerka.
Doskonała przygoda dostarczająca zabawy na różnych polach. Loki jak nikt w tym uniwersum zasługiwał na solową produkcję. Umiejętnie rozpala pragnienia na więcej
Gdy Mulan i Mortal Kombat przynoszą rozczarowanie, Shang-Chi z nawiązką to rekompensuje i dostarcza bardzo dobrej zabawy światem dalekiego wschodu.
To film, który robiłby wrażenie co najmniej 10 lat temu, a nie dziś. Olbrzymia część scenariusza jedzie na prostych automatyzmach. Sceny akcji też takie sobie.
Dębska ma ucho i oko. Pisze realistyczne dialogi i wiarygodnych bohaterów, a w obrazie maluje PRLowskie wszystko. Bawi i jakoś wzrusza, ale tak autentycznie.
Zaczyna się naprawdę nieźle. Potem jednak w tempie szybszym niż 120 tysięcy klatek na sekundę obniża poziom i przemienia się w każdy losowy film akcji.
Proszę czekać…