Zaczyna potężnie, bo napięcie podbudowane realizmem i niezłym ograniem przestrzeni już na początku jest wysokie. Potem zmienia się w telewizyjnego taśmowca.
Jest to gdzieś pomiędzy niezapadającą w pamięć biografią a filmem, z którego fajnie pamiętać tylko te dobrze rzeczy, jak Gagę czy kostiumy i scenografię.
Mimo iż nie nudzi mi się to filmowe nostalgizowanie minionych dekad, a konwencja slashera tylko wspomaga, to ta przyjemność była co najwyżej ok.
To jak ten film cholernie rozmija się z oczekiwaniami, jest z jednej strony zaskakująco… piękne, a z drugiej niesamowicie frustrujące. Zdjęcia leśne miodzio.
Jakoś nie odnajduję się w tym Snyderowskim sznycie. Balansuje to na krawędzi wyczucia i dobrego smaku.
Film z muzyką na żywo to zdecydowanie inne doświadczenie. Polish Dancer to film który zdążył się jednak zestarzeć.
Myślałem, że ostatecznie otworzy we mnie więcej furtek – tak, jak to zrobiło Boże Ciało. Ronduda finezyjnie wykorzystuje moc obrazu. Wzięcie krzyża masterpiece.
Czuć, że ma się do czynienia z czymś wielkim. Villeneuve doskonale wie jak zarządzać i obrazować skalę wydarzeń. Emocje raczej podążają za spektakularnością.
To kolejny już film Wrighta, w którym widać jego miłość do swojego dzieła. Ciężko się zresztą nie zakochać w tych bohaterach i obrazach. 7+
Jak to pięknie się zaczyna. Na tyle udanie, by sądzić, że ma się do czynienia z odjazdowo klasycznym slasherem w realiach polskiej wsi. Reszta jest milczeniem.
Proszę czekać…