@Bert
Dziękuję Szanownym Koleżankom i Kolegom, że ten temat się tak fajnie rozwija. Niestety, do poniedziałku będę nieobecny(wyjazd służbowy), coś bym może jeszcze dorzucił.Nie ucieknie!
z główną rolą Jana Gajosa, rzecz raczej znana, choć może nie przez najmłodsze i młode pokolenie. Oczywiście nie występują w tym wypadku problemy z lektorem i literami, bo film jest polski.
Wiadomo, że Polska to Europa, ale myślałem,że masz na myśli kapele metalowe(viking/black) z Zachodu,ewentualnie zaproszone na Woodstock. Z polskich zaczynałem od TSA, Turbo z początku grali łagodny hard rock("Dorosłe dzieci"), następnie mieli okres mocno metalowy(od płyty "Kawaleria szatana"), Kat był klasowym zespołem, ale zdecydowanie nie gustuję w satanizmie. Współcześnie siedzę trochę w słowiańskim(pogańskim) black metalu, Arkona itd., lecz raczej słabo. Lubię metalcorowy Frontside. Ze starych czasów nie wymieniłem Iron Maiden, miałem mocnego kopa na ich punkcie. No, trzeba coś zarobić. Pozdro!
Flames23 – dzięki za poprawienie humoru, bo w nocy byłem trochę wkurzony, a i dzionek szaro-bury i ponury. A co do metalowej rodziny – fajny scenariusz by z tego powstał. Po latach spotyka się towarzystwo i nie wie, że w jego żyłach płynie ta sama krew, odkrywają to dopiero, gdy zaczynają słuchać tych samych metalowych kapel. Scenariusz biorę na siebie, obsadę, ziomali-metali, mamy, pozostaje kwestia funduszy na produkcję. he,he!
Darth Artur – Europejskich też jest sporo – Skandynawia bardzo się ruszyła w viking/black metalu i gothic, ale ich klimaty, to mity nordyckie, symbole – runa, celty takie sprawy, a publika na Woodstock i sam Owsiak tego nie znoszą i jeszcze zamieszki by wybuchły. Trochę jestem do tyłu z zamówioną robotą, ale nie omieszkam przy okazji odwiedzić tej strony.
Ogólnie tak , to swego rodzaju klasyka,dodałbym jeszcze ze starych czasów – weteran ze mnie – Black Sabbath(Ozzy kiedyś wymiatał, także śpiewając solowo), Judas Priest , Saxon, nie zapomniałem o o Metallice i Slayer, ba, słuchało się nawet Venom. U nas metal jest "rodzinny" – jego fanami byli i są moi kuzyni i stryjeczni bratankowie. Kotem będąc uwielbiałem AC/DC. Obecnie lubię posłuchać kapel w stylu Enslaved, Amon Amarth, Theatre of Tragedy i Sirenia – viking metal oraz rozbudowany wokalnie gothic, chociaż nie gardzę np. Mardukiem. Jednak z wiekiem przerzuciłem się na militarno-industrialne klimaty – Laibach, Von Thronstahl, Triarii, Arditi, mniej cenię Ramstein( to taka nieco skomercjalizowana wersja Laibach). Dzięki za posty.
"Egzorcysta" – niezwykle realistyczny i wstrząsający obraz opętania, twórcy filmu korzystali z pomocy specjalistów w swej dziedzinie(głównie kapłanów-egzorcystów).
"Coś" – z czasem, wraz ze wzrostem oglądanych powtórek, nieco tracił na efekcie przerażania, ale po pierwszym razie byłem spietrany scenami przeistaczania się ludzi(psów też) w to świństwo z kosmosu. Podobnie zadziałało na mnie oglądanie pierwszego seansu "Obcego".
"Lśnienie" – nastrój powolnej przemiany Nicholsona z normalnego faceta w klasycznego wariata, a robił to on koncertowo, dozując symptomy popadania w szaleństwo. Co prawda ganiał z siekierą-dość banalny wątek w tym gatunku, ale to właśnie klimat niepokoił bardziej od wielu horrorów z keczupem("krwią")lejącym się strumieniami.
Horrory japońskie(ogólnie, bez tytułów) – z własnym, oryginalnym szeregiem demonów, epatujące obrzydliwością (rozkładające się trupy nagle ożywające), ciągłe szarpanie nerwów, że wszystko już wróciło do normy, a tymczasem koszmar zaczyna się od nowa.
Morricone, Kilar, Preisner – z pewnością. Na mnie osobiście, ogromne wrażenie zrobiła muzyka Philipa Glassa do filmu "Mishima", zresztą sam film też(miniaturka plakatu do niego jest na tym portalu moim "znakiem rozpoznawczym"). Tylko nie wiem,czy możemy w temacie "ulubiona piosenka filmowa" dyskutować o muzyce filmowej, bo zdaje się jest już taki temat.
Widzę,że zrozumiałeś moje rozumienie "ortodoksyjności" w zaproponowanym temacie, czyli traktowanie religii nie jako filmowego ozdobnika, dekoracji, sensacji, po prostu tematu zastępczego, ale rozważań natury światopoglądowej, ogólniej o sensie życia, zamiarach Boga, wolnego wyboru – jest, czy Go nie ma itd. O tym w pewnym sensie traktuje "Dogma", chociaż reżyser i aktorzy, niekiedy mocno szarżują(cóż,wymogi gatunku). "Stygmaty", niezły, chociaż – nazwijmy to – tego typu darami,rzadko(lub nigdy) nie są obdarowywane osoby tak przypadkowe i niewierzące,ale dowolność, to prawo reżysera. Sam dobrze przyjąłem "Trzeci cud"(1999) Agnieszki Holland z Edem Harrisem w roli księdza na granicy zrzucenia sutanny i związania się z kobietą, którego do wiary może ponownie przekonać domniemany(?) cud. Oryginalnym obrazem jest "Cudowna okolica" Jana Jakuba Kolskiego, klimaty typowe dla tego reżysera, wieś i jej mieszkańcy, żyjący na granicy magii i wiary. Dla mnie świetna rola Krzysztofa Majchrzaka, proboszcza kłócącego się z Bogiem, niespotykana scena – "Ojcze nasz" odmawiany z zaciśniętymi pięściami i prawie krzykiem. Doceniam też filmową klasykę, niezapomnianego "Ben Hura" z Charltonem Hestonem w tytułowej roli. Epickie widowisko i całkiem niebanalne przesłanie. "Pasję" cenię sobie bardzo wysoko. To może tyle.
Trochę tego jest w kinach i TV, chodzi mi raczej o klimaty ortodoksyjne, a więc nie stwory, potwory i czarcie zmory. "Pasja" Gibsona, niebanalne biografie świętych, np. "Franciszek" z 1989 r. (Mickey Rourke jako święty Franciszek z Asyżu) i coś w tym guście. W rachubę nie wchodzą raczej hagiograficzne piły.
Proszę czekać…