Zaginione cywilizacje czyli... gibsonowskie epatowanie okrucieństwem 7
Gdzieś w dżungli mieszkają różne plemiona, które często nie wiedzą o swoim istnieniu. Łapa Jaguara i jego pobratymcy wiodą spokojne życie troszcząc się swoje rodziny. Ale niestety jego szczęście z młodą ponownie brzemienną żoną i synkiem nie trwa długo. Znienacka napadnięty, zostaje pojmany do niewoli wraz z wieloma współplemieńcami...
Film Mela Gibsona, który jest współscenarzystą i reżyserem, zrealizowany z wielkim rozmachem i nie mniej wielkim realizmem. Jeśli spojrzeć na tę produkcję tylko i wyłącznie jak na kategorię przygodową, może się podobać.
Film pełen napięcia, zaskakujących zwrotów akcji. Dominujący przede wszystkim jest obraz, a słowo zredukowane do niezbędnego minimum. Wrażenie z pewnością robią doskonałe zdjęcia. Najpierw obserwujemy piękne, wręcz sielankowe krajobrazy nieprzebytej dżungli. Ale ten idylliczny widok to niewielka, choć istotna część filmu. Znacznie bardziej ekscytujące, wręcz zapierające dech, kadry filmowane „w biegu” kamery w trakcie ucieczki i pogoni.
Prawie 140 minut skrajnych emocji w większości z tym związanych. Dostarczają ich też sceny barbarzyńskich i „wyrafinowanych” metod traktowania jeńców. Są wręcz odrażające, przepełnione okrucieństwem oprawców, budzące litość i współczucie dla ofiar. Sceny owszem ekscytujące, może nawet konieczne, ale... ja po prostu nie lubię przesadnego epatowania widza okrucieństwem. Mel Gibson niestety dał tego wyraz nie tylko w tym filmie - uczynił to również w sławetnej Pasji. Może skomercjalizowane kino wymaga dzisiaj od producenta, scenarzysty czy reżysera, aby zwrócić uwagę „mocnymi”, pełnymi przemocy krwawymi scenami, aby przyciągnąć widza.
Apocalypto to również próba pokazania relacji miedzy plemionami prekolumbijskimi, które dzisiaj niektórzy nazywają prymitywnymi. Czy rzeczywiście? Wspaniała cywilizacja Majów jednak w końcu upadła. Gibson usiłuje znaleźć odpowiedź, jakim sposobem osiągnęła taką potęgę. Czy mu się to udało? Warto obejrzeć...
Film niesie ze sobą przesłanie, które zawiera motto Willa Duranta „Wielką cywilizację można pokonać od zewnątrz, dopiero gdy ulega rozkładowi od wewnątrz.”
Zmierzając do kresu, chcę jeszcze zwrócić uwagę na bardzo wymowną końcową scenę filmu: przybijające do brzegu statki konkwistadorów. Oto przyczyna... dla współczesnego widza raczej oczywista.
Film mimo dużej (jak dla mnie zbyt dużej) dawki okrucieństwa, dla wielu widzów z pewnością jest obrazem interesującym, przede wszystkim ze względu na swoją atrakcyjność przygodową.
Podoba mi się, jak jest zrobiony. Obsada oparta jest nie na znanych nazwiskach, ale na osobach wyglądających autentycznie w swoich rolach (bierz przykład, Hollywoodzie). No i postaci nie mówią po angielsku. Można? Można.
Podczas seansu wzbudza dość duże emocje, głównie przez duży poziom okrucieństwa. Dopiero na drugi dzień, jak opadną, dostrzega się, że fabuła jakaś arcyciekawa jednak nie była. Moim zdaniem bardzo słabo wypada wątek kobiety i dziecka uwięzionych w dole.