Odważna historia cwanego młodzieńca Artura, który większość czasu spędza w zaułkach Londonium wraz ze swoją ferajną, nieświadomy losu, jaki jest mu pisany. Wszystko zmienia się jednak, gdy dostaje w swoje ręce miecz Excalibur — a wraz z nim przyszłość. Porażony mocą Excalibura Artur staje przed trudnym wyborem. Dołącza do buntowników z Ruchu oporu i podąża za tajemniczą młodą Ginewrą. Uczy się władać mieczem, aby zmierzyć się ze swoimi demonami i zjednoczyć lud w walce z tyranem Vortigernem, który ukradł należną mu koronę i zamordował jego rodziców, po czym ogłosił się królem.
Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Guy Ritche nie patyczkuje się i proponuje kokainowe tempo, brawurę, piękno i brzydotę na zmianę - przy tym wszystkim nie zapomina by unikać wtórnej narracji. 8

Jest pewna tendencja, która doczekała się już kilku naukowych publikacji, a będzie ich pewnie przybywać. Mowa o tym, że rozwój technologii przewartościował znaczenie fabuły i scenariusza w kinie. Zdecydowanie zmarginalizował jego znaczenie, a coraz częściej bodźce i efekciarstwo zapycha dziury narracyjne . Król Artur: Legenda Miecza zapowiadała się kolejnym dowodem na kino z rozmachem i widowiskowe, tyle. No i jest takie, ale to nie tylko tyle. To stworzone ze smakiem, charyzmą, raz brutalne, raz naturalistyczne, kino przygody.

Król Artur: Legenda miecza (2017) - Peter Ferdinando, Annabelle Wallis, Jude Law (I)

Pojawiamy się w momencie, kiedy brat Króla Uthera – Vortigern – żądny władzy, gotowy posunąć się do konszachtów z siłami nieczystymi, niemoralne, z przelaniem krwi nawet własnej rodziny, przejmuje władzę w królestwie. Podczas tych wydarzeń, syn Uthera, Artur, opdływa łódką, przeżywa i rośnie wśród niegodnego następcy tronu (o czym na początku nie wie, ma tylko sny z przeszłości) środowiska. Mieszka w burdelu, tam też dorasta, ale otaczają go lojalni i bliscy mu ludzie. Kiedy Vortigern prowadzi swoje niehumanitarne rządy, a miasto spowija coraz większy mrok, a sam król nie jest kochany przez swój lud, Artur zupełnie niechcący staje naprzeciwko miecza zakutego w skale. Oczywiście wielu śmiałków regularnie podejmuje wyzwanie wyjęcia go, jednak to dopiero Artur, ku własnemu zaskoczeniu, wyciąga miecz. Od tego czasu coraz mniej skutecznie próbuje zaprzeczyć swojemu przeznaczeniu, od niego uciec, staje też w centrum zainteresowania Virtigerna. Ten, uzależniony od władzy absolutnej, obawia się, że Artur przeszkodzi mu w jego planach i upomni się o swoje dziedzictwo. Chłopak jednak długo nie jest tym zainteresowany i dogadanie się z mieczem oraz opanowanie i zrozumienie siły jaka drzemie w nim, nie wydarzy się błyskawicznie. Wszystko się zmienia, kiedy dzięki Mag, znającej się na czarach, widzi jakie losy czekają ojczyznę, jeżeli nie podejmie wyzwania. Zaczyna się rebelia.

To ostatnie słowo doskonale pasuje do stylu w jakim tworz, Guy Ritchie. Reżyser wie jak robić kino i znowu to udowadnia – nie idzie na skróty, nie zaprzedaje duszy technologii. Film mógł, tak naprawdę, żyć od jednej sceny batalistycznej do drugiej, jednak zawędrował w o wiele ambitniejsze miejsca. Autor wybiera sobie te elementy legendy, które pasują mu do stworzenia historii i kreuje ten świat w sposób bardzo udany. Jest żywiołowo, dynamicznie, momenty patetyczne nie są nieznośne, a humorystyczne wkomponowane doskonale – nie w stylu – STOP fabuła, dajemy żart, START fabuła. Rycerze okrągłego stołu to często wykolejeńcy, z różnymi życiorysami, nie ma tutaj krystalicznych postaci, a materiał z jakich ich buduje autor jest bardzo kreatywny. Każdy z bohaterów ma nerw, a koncentracja na rywalizacji obecnego władcy z Arturem, wcale nie tworzy z innych obecnych w tej historii przezroczystego tła.

Król Artur: Legenda miecza (2017) - Kingsley Ben-Adir, Charlie Hunnam, Djimon Hounsou

Mimo że to, tak naprawdę, kolejna historia o walce dobra ze złem, to brak tutaj oczywistości, pretensjonalności, nieznośnej ody do sprawiedliwości. Każdy ma krew na dłoniach, bo w czasie rebelii nie ma absolutnie moralnych pewniaków, a dobro nie zawsze ma jeden odcień. To wszystko się udaje, bez naiwnych intonacji, opowiedzieć reżyserowi. Jest to kino bezpruderyjne, które się nie cacka i z pięknych sekwencji widoków przechodzi zgrabnie do okrutnych scen – wpisuje to się doskonale w czas, miejsce i okoliczności historii, o której opowiada. Tworzy Króla Artura w charakterze rock and rollowej narracji, bez pasteli i delikatnych muśnięć oraz jakichkolwiek ograniczeń prędkości – znak firmowy reżysera jest tutaj obecny. Dlatego seans ten sprawia przyjemność totalną, bo jest zwinny w każdej warstwie i na żadnym poziomie budowy filmu nie świeci pustką, ale też nie jest przeładowany, a półki się nie załamują pod ciężarem.

Oczywiście, ten film satysfakcjonuje zmysł wzroku, bo dzieje się dużo i gęsto, jednak nie czujemy nadmiaru, bo jest to wręcz zrobione elegancko i z szaleństwem kontrolowanym, w stylu serialu Wikingowie. Dzięki umiejętnie użytej technologii, nie w celu popisywania się, nikt tutaj nic nie wystylizował i dlatego ten film nie ma tylko wartości cielesnej, ale intelektualną – posiada wnętrze. Do tego dostajemy połączenie klasycznego celtyckiego brzmienia, by za chwilę zmienić na coś z innej galaktyki – elektronicznego i nowoczesnego.

Król Artur: Legenda miecza (2017) - Poppy Delevingne, Eric Bana

Król Artur: Legenda miecza to film ekscytujący, świetnie napisany. To skuteczna hybryda tradycji, legendy z nowoczesnością. Prawdziwa torpeda kinowa, która robi wiele hałasu, ale o coś!

0 z 1 osoba uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 19
Elizabeth_Linton 6

Niewiele ma wspólnego ta historia z legendami arturiańskimi, właściwie tylko imiona kilku bohaterów się zgadzają, reszta to luźna interpretacja reżysera i scenarzystów. Miejscami czułam się jakbym oglądała "Władcę Pierścieni" – olifanty lub "Robin Hooda" – wesoła gromadka koleżków Artura, aż dziw, że żaden nie nazywał się John. Gra aktorska poprawna, szkoda tylko, iż Katie McGarth pojawiła się tylko na chwilkę. Żałuję też, że wątek córki Vortigerna nie został bardziej rozbudowany. Brak wątku miłosnego jakoś nie wpłynął na ogólną wartość filmu. Kostiumy, scenografia (poza zachowaniem rzymskiego charakteru Londinum) i efekty specjalne nie powalają. Za to energetyczna muzyka jest przepiękna.

Darth_Artur 5

Takie filmy przypominają mi, dlaczego już tak często nie chodzę do kina. Film jak każdy inny, zmienia się tylko świat w jakim dzieje się akcja, poza tym równie dobrze mógłby być to film pt. Król Artur i Avengersi, Król Artur i Strażnicy Galaktyki albo Król Artur Przebudzenie Mocy. No ale to takie moje starcze odczucia.

Chciałbym się odnieść do recenzji pani Bernadetty. W którym momencie film był naturalistyczny i brutalny? Z każdym razem jak miała dziać się jakaś brutalna scena, jak np. podcięcie gardła to albo operator uciekał kamerą gdzieś daleko, albo montażysta wstawiał nowe ujęcie. Wszystko było tak zrobione żeby nie przekroczyć progu wiekowego. Dlatego walki bardziej przypominają te z Dragon Balla niż faktyczny pojedynek na miecze. Boje się zapytać w którym miejscu film ma wartość intelektualną i wnętrze. (swoją drogą przydała by się możliwość bezpośredniego komentowania recenzji)

Oddzielną sprawą jest jak Holywood traktuje źródła na podstawie których są filmy. ale do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. W każdym razie Excalibur i miecz z kamienia to dwa osobne miecze, a nie jeden miecz jak było w filmie. Mordred to nie jest żaden magik tylko siostrzeniec Artura, który zresztą przyczynił się do jego śmierci.

I w opisie obsady jest chyba błąd, bo w filmie nie było Ginewry.

Asmodeusz Darth_Artur 6

@Darth_Artur przyznam ci rację, żę hollywood robi papkę z każdego tematu do jakiego się dotknie i dokładnie taki misz masz mamy tutaj, film ogólnie przeciętny sporo luk i niedopowiedzeń

Chemas 6

Jasne, że nie wiele ma wspólnego z samą legendą króla Artura, jasne, że mocny przerost formy nad treścią, jednakże dość przyjemnie się ogląda i może dałbym ocenę wyższą, ale przez slow motion nie mogę.

PoppinTom 6

Wolna interpretacja legendy.Słaby film, ale CGI i muzyka daje radę. Wyłącz myślenie jedź popcorn nie zadawaj pytań.

dharus 8

Mi przypadł do gustu. Wiedziałem, że Ritchie pokaże nam tu tylko czystą rozrywkę, a nie nie wiadomo co. I dostałem com chciał. 2h zabawy. Mamy tu świetną muzykę, którą praktycznie każdy chwali. Świetny szybki montaż charakterystyczny w filmach tego reżysera. Nawet on sam pojawia się w mega krótkim cameo. Efekty komputerowe bardzo dobrej jakości. A pro po komputerowe – ostatni pojedynek Artura z demoniczną wersją wuja od razu przypomniał mi zwiastun do Wiedźmina 3 – "Zabijam potwory". Ujęcia kamery – oddalenie, przybliżenie, zwolnienie na detalu, obrót kamery wraz z ruchem bohaterów. Widać inspirację? Sami sobie porównajcie. Owszem są czasem dziury fabularne, niedopowiedzenia. Czarodziejka gra dość drewniano. Piłkarzyk Beckham lepiej chyba by wypadł gdyby się nie odzywał, bo te jego faflunienie po prostu kłuje strasznie w uszy; no ale swoje kilkanaście sekund na ekranie ma. Charlie Hunnam gra trochę z manierą Syna Anarchii, ale w sumie dobrze to pasuje to takiej konwencji filmu, a Jude Law może nie wybitnie ale nie ma co narzekać. Ritche po tym jak nakręcił Sherlocka i zabrał się za drugie brytyjskie dobro narodowe, no musiał to zrobić po prostu po swojemu. Ja się nie zawiodłem i zwyczajnie dobrze się bawiłem. O to chyba chodzi w filmie przygodowym i tu z elementami fantasy. Owszem nie będzie to film do którego będzie się chętnie wracać jak do przygód Indiany Jonesa, no ale cóż. Poczciwy, rzemieślniczy produkt nam nakręcił pan z Brytanii.

Więcej informacji

Proszę czekać…