Avatar

7,8
Oczekiwany z ogromnym zainteresowaniem film Jamesa Camerona. Zrealizowana z niezwykłym rozmachem, (w nowej technice kina trójwymiarowego), opowieść o komandosie, który uwikłany zostaje w wojnę dwóch pozaziemskich cywilizacji.

Nowy świat, nowe możliwości... 10

Film, na który czekało wielu. Powrót Jamesa Camerona, który od dawna był zapowiadany jako wielkie wydarzenie. Jako przełom, kolejny po jego Titanicu. Film będący w produkcji kilka lat, stworzony niebotycznymi wręcz nakładami (niektórzy mówią, że budżet sięgnął pół miliarda dolarów). Biorąc to wszystko pod uwagę, oczekiwania były ogromne. A jak było?

Avatar (2009) - Sam Worthington, Michelle Rodriguez (I), Sigourney Weaver, Joel David Moore

Mówiąc krótko - było świetnie. Film oglądałem w technologii Digital 3D i chyba właśnie tak należy ten film oglądać. Oczywiście Avatara można zobaczyć również w standardowym 2D, lecz osobiście odradzam tę opcję. Wtedy bowiem film straci wiele swych walorów. Nie posunę się jednak do stwierdzenia, iż będzie nie wart obejrzenia.

Na początek słów kilka o stronie technicznej. Avatar miał być przełomem w kinie trójwymiarowym. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy był to przełom czy nie, ale z czystym sumieniem mogę napisać, że efekty były powalające. I nie chodzi tylko o sam fakt technologii 3D. Chodzi również o planetę Pandorę. Wywarła ona na mnie niesamowite wrażenie. Ciśnie się na usta określenie "baśniowa", jednak to chyba trochę za mało. Pandora przedstawiała sobą połączenia świata normalnego z wizją planety lekko abstrakcyjnej, jednakże pięknej, dzikiej i nieokiełznanej. Wspaniałe pejzaże, zapierające dech w piersiach miejsca, wszystkie dopracowane w najmniejszych szczegółach. Świetnie ukazano również interakcję planety z jej mieszkańcami. Czuło się, że Pandora żyje, że komunikuje się z Na'Vi, i że koegzystują w pewnej symbiozie. Jestem pod wielkim wrażeniem świata ukazanego w Avatarze i choćby dla obejrzenia go ponownie, mógłbym pójść do kina raz jeszcze.

Avatar (2009) - Joel David Moore, Sam Worthington, Dileep Rao

O technologii 3D wypowiadać się jako ekspert nie mogę, ponieważ to po prostu coś, co mogę odebrać wyłącznie jako widz. Mogę jednak napisać, że przynajmniej w kinie, w którym ja oglądałem, efekt był powalający. W niektórych scenach bardziej, a innych trochę mniej, jednak końcowo wyglądało to bardzo realistycznie i czasem naprawdę czułem, że świat Pandory jest na wyciągnięcie ręki.

Inna sprawa to lud Na'Vi. Jeszcze przed premierą mówiono, że będzie to zupełnie nowa jakość w animacji komputerowej. Twierdzono, że Na'Vi będą wyglądać i zachowywać się tak, jakby istnieli naprawdę. I chyba również tutaj jestem w stanie oddać pokłony twórcom. Ktoś, kto przyjdzie do kina z nastawieniem na to, aby wypatrzyć jakieś oznaki komputeryzacji, pewnie je znajdzie. Jednak jeśli widz postanowi się odprężyć i po prostu obejrzeć film w pełnej krasie, to na pewno wyjdzie zadowolony.

Avatar (2009) - Stephen Lang (I), Sam Worthington

Tyle kwestii technicznych. Często powstawało ostatnio pytanie, czy Avatar będzie bez 3D po prostu kolejnym filmem. Jak już mówiłem, z pewnością straci wtedy część swych walorów, lecz osobiście uważam, że nie wszystkie. Mowa tu o fabule. Z pewnością sporo osób zarzuci filmowi to, że nic ta fabuła nie wnosi, i że w konfrontacji z nowościami technologicznymi pozostaje w tyle. Ja jednak ośmielę się nie zgodzić, ponieważ w moim odczuciu fabuła też wniosła pewną świeżość i nową jakość. Zrobiono to, czego od dawna wyczekiwałem. W tym filmie ludzie nie bronią się przed obcymi nacierającymi z kosmosu. W tym filmie rasa ludzka nie jest na straconej pozycji w potyczce z bardziej zaawansowanymi przybyszami z kosmosu. W tym filmie ludzie nie wygrywają w ostatniej sekundzie dzięki jakiemuś bohaterskiemu czynowi "za pięć dwunasta". W tym filmie bowiem wszystko jest na odwrót. To my atakujemy, to my jesteśmy tymi złymi. To my jesteśmy zaawansowani technologicznie i to my atakujemy rasę zżytą z naturą, która odpiera nasze ataki strzelając z łuków. I wszystko ukazane jest naturalnie. Poprowadzone jest tak autentycznie, że pod koniec filmu widz paradoksalnie życzy swej rodzonej rasie jak najgorzej.

Aktorstwo? Również brak zarzutów. Tak aktorzy, których widzimy na ekranie, jak i ci, którzy tylko podkładali głosy zasługują na słowa uznania. Zoe Saldana nawet jako Neytiri przypomina nam samą siebie, Sam Worthington zarówno jako człowiek oraz jako swój avatar jest bardzo naturalny, Sigourney Weaver powracając nieco do tematu "obcych" daje nam się poznać z równie dobrej strony. Warto wspomnieć o dobrych kreacjach Stephena Langa jako płk. Quaritcha oraz Giovanniego Ribisiego, który dość zgrabnie ukazał, że jego postać, choć podejmowała trudne decyzje, nie zawsze robiła to do końca zgodnie z sumieniem.

Avatar (2009) - Giovanni Ribisi, Sigourney Weaver

Kolejny punkt to muzyka. Punkt piekielnie mocny, ponieważ muzyka w filmie jest absolutnie fenomenalna. Wybitnie tworzy nastrój, podkreślając subtelnie i jednocześnie wyraźnie sytuacje przedstawione na ekranie. Jednym słowem, odpowiedzialnemu za muzykę Jamesowi Hornerowi należą się brawa.

Osobiście w ocenach filmu zazwyczaj kieruję się bardzo praktycznymi rzeczami. I tak oto, strona techniczna przemówiła do mnie w całości. Mamy więc plus.

Avatar (2009) - Sam Worthington, Stephen Lang (I)

Fabuła? Film trwa 162 minuty, a ani razu nie spojrzałem na zegarek, co zdarza się nie często. Również ani chwili się nie nudziłem. To mówi chyba samo za siebie.

Strona aktorska również była zadowalająca. Może i nie było tam kreacji legendarnych, ale wszystkie były na bardzo dobrym poziomie. Tak ze strony ludzkiej, jak i komputerowej. Muzyka również na wielki, wielki plus.

Avatar (2009) - Stephen Lang (I), Sam Worthington

Niektórzy zarzucą mi, że nie ma tu ani słowa o wadach filmu. Ale jest tego bardzo prosta przyczyna. Na świeżo po seansie po prostu ich nie dostrzegam. Można mówić o nadmiernej komputeryzacji bądź też płytkie fabule i jestem pewien, że niektórzy te punkty podniosą, lecz osobiście po prostu się z nimi nie zgadzam.

Podsumowując więc, Avatar miał być przełomem. Czy nim był? To bardzo trudne pytanie. Pytanie, na które odpowiedź poznamy pewnie za jakiś czas. Potrafię jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że nie żałuję ani grosza wydanego na ten film. Film, który zadowolił mnie na wszystkich płaszczyznach. Film, na który z pewnością chciałbym pójść raz jeszcze. Film w końcu, który w moim odczuciu, spełnił pokładane w nim oczekiwania. Czego chcieć więcej?

10 z 16 osób uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 312
Chemas 6

Opinii, a opinii, spodziewałem się dużej ilości komentarzy, ale tyle? Ho ho. Moja ocena jest nadal 6, a dlaczego? Wynika to pewnie z tego, że nie przepadam za filmami robionymi tylko dla efektów wizualnych, zaś ta szóstka to docenienie wkładu artystycznego i wizualnego. Niestety, ale mam odmienne zdanie na temat sztuki filmowej. Film musi zawierać wszystkie podstawowe elementy, ale przede wszystkim musi mieć aktorstwo i scenariusz.

Ishiro 5

Oglądałem tylko kilka miesięcy po premierze i graficznie ten film to cudo ale fabuła była strasznie nudna i film mi się zwyczajnie dłużył.

angela21

cudowny film! – jak dla mnie film jest rewelacyjny. Myślałam że będzie nudny a jest piękny i bardzo ciekawy:) mimo że oglądany w tv było cudnie więc co musiało być w kinie?:)
na prawdę godny obejrzenia;)

robgordon angela21

Ta opinia o filmie nie jest zbyt trendy (obecnie dobrze jest raczej narzekać na film Camerona), ale zgadzam się z nią :)

Redox 7

Magia? Powiedzmy… – Na temat nowego filmu Camerona napisano chyba wszystko co można. Więc aby nie powielać napiszę krótko. Jakiegoś wstrząsu emocjonalnego ani szoku po obejrzeniu obrazu nie doznałem, jak twierdzą niektórzy z zagorzałych fanów filmu. Owszem efekty robią swoje. Są na tyle nowatorskie i olśniewające, że miałem poczucie, że naprawdę podróżuję wraz z Jakiem po Pandorze.

Co do fabuły nie mam również żadnych zastrzeżeń. Niby część widzów strasznie narzeka na rzekomą pretensjonalność, banalizację scenariusza, nazywając przy tym obraz Jima połączeniem "Pocahontas" i "Tańczącego z wilkami". Mi jednak nawinęła się refleksja, że scenariusz przy takich, jak nie patrząc eksperymencie z techniką 3D, musiał być łatwy, prosty i przejrzysty. W innym przypadku widzowie mogliby narzekać na wielowątkowość, zawirowania fabularne oraz zwyczajnie nie zrozumieć treści. Cameron postąpił dobrze decydując się przedstawić film z fabułą, która po części opiera się na sprawdzonych schematach.

Widać, że twórcy zadbali o każdy, nawet najmniejszy detal. Pięknie prezentuje się tutaj fauna i flora Pandory. Zatrudniono podobno nawet językoznawców, by stworzyli język Na’vi. Inne elementy post produkcyjne prezentują się także wyśmienicie. Krystaliczny dźwięk, dynamiczny, aczkolwiek nie chaotyczny montaż i muzyka sprawiają, że nie można oderwać oczu od ekranu.

Rewolucja w kinie? Nie wiem. To się okaże… za dobre kilka, a może kilkadziesiąt lat. Teraz lepiej nie wyciągać pochopnych wniosków.

+7/10

ALVAREZ

JEDNO JEST PEWNE… – Jedno jest pewne,Cameron zrobił z tego filmu wielkie widowisko.Nie ma znaczenia,czy film każdemu się podoba,czy też nie.Chodziło o zrobienie wokół niego dużo szumu, a to się udało w stu procentach.Jeśli chodzi o mnie to film byłby genialny gdyby nie jego fabuła.Jest banalna,zbyt oklepana i wręcz dziecinna.Szkoda,że Cameron nastwił się na jak największą ilość widzów,wliczając w to dzieci.Zamiast tego mógł zrobić kino bardziej ambitne i trochę więcej wymagajace.Rozumiem,że tłumy dzieci oblegające kina wniosły spory zysk,ale film mógłby być prawdziwym arcydziełem.Zamiast tego mamy ładną bajkę.

kebab666 ALVAREZ 4

Zgadzam się. Fabuła mogła być bardziej urozmaicona. Wyszła z tego dobranocka. Podobna do rakiety patriot – obejrzyj i zapomnij :)

Więcej informacji

Proszę czekać…