Niedaleka przyszłość opowiedziana w formie chłodnego thrillera, bez histerii, ale ze smutnymi tezami - zagrożeniem nie jest technologia, a zawsze ideologia. 7
Kino jest też po to, by przewidywać i nas o tym informować – tak jest z Creative Control – rok 2025. Chcemy by niedaleka przyszłość z filmu była jakimś przerysowaniem albo pozycją z gatunku sci-fi, jednak jest rentgenem współczesnego organizmu i skutków kapitalizmu… a może już sekcją zwłok tego ponowoczesnego ciała. Ono rozkłada się na naszych oczach.
Nasz główny bohater David to człowiek sukcesu. Właśnie jest na etapie premiery swojego nowego pomysłu, który ma udoskonalić ludzkość... albo zmniejszyć potrzebę jej istnienia. Wymyślił technologię, która pozwala nam kreować, poprzez nałożenie okularów, hologramy rzeczywistości. Coś w rodzaju „Her” 2.0. Rzeczywistość i jej wymagania dawno przerastają możliwości ludzkiego ciała, więc kiedy ma wolny czas (co jest pojęciem względnym), a raczej rozładuje mu się telefon, wypija dużą ilość alkoholu i popija nim środki uspokajające.
Człowiek stworzył środowisko, którym sam sobie zrobił krzywdę, bo go dawno przerosło i próbuje podtopić. Mimo że jesteśmy przekonani że główna refleksja filmu będzie o tym - proszę sobie zarezerwować termin w kalendarzu na wizytę Terminatora, to tylko jeden ze skutków ubocznych degrengolady, która ma początek o wiele wcześniej.* Zmyślnie i inteligentnie reżyser pod przykrywką nowej aplikacji przyszłości opowiada, że *katastrofy wcale nie musimy się obawiać ani spodziewać... ona już dawno siedzi z nami przy stołach i kładzie się z nami do łóżka. Metodą małych kroczków uczy nas sposobów ekspresji w rozmowach na telefonie, kiedy ta nasza naturalna w kontaktach bezpośrednich zanika. Zamienia nasze espresso, na xanax, a intymność z realną osobą, na redtube.
Surowa i industrialna jest przestrzeń, w której konfrontuje nas z nami Creative Control, ale robi to w celach zwielokrotnienia podsuwanej tezy o dehumanizacji jako codziennym rytuale – ludzkie jest coraz brzydsze, a szybkość, miasto i awanse to trójca święta, do której co wieczór tysiące osób modli się przy kieliszku whiskey, rozluźniając krawat za tysiące, nie mogąc się rozluźnić w środku.
Creative Control jest współczesnym thrillerem, jednak bez histerii pokazuje nam obraz stania na krawędzi i nawet jeżeli pojawia się u niektórych świadomość niebezpieczeństwa i wysokości, to jednak nikt się nie wycofuje. A tak naprawdę nie w nowych zabawkach i technologiach tkwi problem, a w ideologiach. Nie jesteśmy uzależnieni od przeglądania fejsbuka, czy stanu naszego konta, a od kapitalizmu który nas zaraził i rozsiał bakterie "muszę mieć" po całym organizmie. Stworzył narzędzia, która nas uszczęśliwiają, ze świadomością, że w pewnym momencie przestaną, a nikt nie chce wychodzić z tego haju, bo przecież jest przyjemny. Creative Control kreatywnie, poprzez spory słowotok mówi: To nie my posiadamy coś dzięki kapitalizmowi, to kapitalizm posiada nas.
1,5h filmu z ciekawym pomysłem w stylu casualowwego posta z instagrama, vege, jogi , sztywniactwa, brody drwala, koki. Nienawidzę kreowanego tu społeczeństwa