To film niewykorzystanych szans, który miał naprawdę wszystko, aby dać fanom godny finał. Efekty specjalne i dawka nostalgii to nie wszystko. 5
Jurassic World: Dominion to nie tylko finałowa odsłona trylogii zapoczątkowanej w 2015 roku filmem Jurassic World, ale również zwieńczenie prawie 30-letniej serii, która dzisiaj uchodzi za absolutną legendę kinematografii. Niestety tym razem powrót do znanego uniwersum nie było tak miłym doświadczeniem, jak chociażby wizyta w kinie na kontynuacji Top Gun.

Po wydarzeniach z finału Jurassic World: Upadłe królestwo, dinozaury rozprzestrzeniły się po całej planecie i teraz ludzie muszą z nimi koegzystować. Claire Dearing, niegdyś szefowa tytułowego parku jurajskiego, obecnie działaczka walcząca na rzecz wielkich gadów oraz Owen Grady, trener welociraptorów, ruszają na ratunek Maisie Lockwood, dziewczynce uprowadzonej przez korporację zajmującą się genetyką. Dodatkowo Owen podejmuje się wyzwania uratowania małego raptora będącego dzieckiem znanej z poprzednich odsłon, Blue.
To co najbardziej rzuca się w oczy, w trakcie trwania seansu, to niesamowite chęci twórców, aby pokazać w filmie Jurassic World: Dominion skalę problemu związanego z dinozaurami, które rozprzestrzeniły się na całym świecie - pływają w ocenach, biegają po lasach i miastach, rządzą w przestworzach. Niestety kłopot w tym, że tej skali w ogóle nie czuć. Sceny akcji, jeśli już są to rozgrywają się w konkretnych miejscach, przez co z trudem odczuć globalność finału poprzedniego filmu. Tytułowe "panowanie" jest raczej czymś w rodzaju wabika, na który ma się złapać potencjalny widz, aniżeli coś, co naprawdę widzimy na ekranie.

Kolejnym problemem filmu jest to, że dzieje się na ekranie bardzo wiele, ale w żaden sposób nie jest to na tyle angażujące, aby na dłużej wyryć się w pamięci widza. Sceny akcji są nudne i nie wykorzystują w pełni potencjału, który w sobie posiadają. W zasadzie poza jedną sekwencją na lodzie i dinozaurem nazywającym się pyroraptorem, nie mogę reszty z nich nazwać udanymi. A twórcy pole do popisu mieli naprawdę ogromne - niestety zamiast tego dostaliśmy nieciekawy pościg w mieście czy sekwencję, która była chyba wzorowana na pierwszej części serii "Predator". Najmocniej ubolewam jednak nad marnym wykorzystaniem pomysłu, który na papierze wydawał się mieć największy potencjał, jeśli chodzi o budowanie grozy i napięcia, czyli sekwencje w jaskini z dimetrodonami.
Jurassic World: Dominion chociaż fabularnie na pewno przewyższa Jurassic World: Upadłe królestwo, które po wybuchu wulkanu na Isla Nublar stało się festiwalem nieznośnie głupich pomysłów, to pod względem dłużyzn i nudy nie ma sobie równych w nowej trylogii franczyzy. Film wydaje się być przeciągnięty, a sam w sobie nie posiada, aż tak ciekawej fabuły i relacji, pomiędzy bohaterami, aby zaoferować nam coś więcej. Sama fabuła i intryga wydaje się być serwowana nam na słowo honoru - pod koniec filmu na pozycję lidera wysuwa się po prostu "zbieg okoliczności", co niestety kłuje w oczy.

Sytuację poprawia nieco trójka aktorów z oryginalnej obsady aktorskiej. Czuć pomiędzy nimi chemię i sympatię, którą siebie darzą, a cała ich relacja jedzie trochę na tak popularnej w ostatnich latach nostalgii. Twórcy starają się włożyć w to nieco serca i widać to chociażby po najważniejszym elemencie całego tego przedsięwzięcia, czyli dinozaurach. Jurassic World: Dominion to nie tylko komputerowo wygenerowane zwierzaki, ale także efekty praktycznie i to naprawdę widać.
Czy Jurassic World: Dominion to wymarzone zwieńczenie trylogii? Na pewno nie. To film niewykorzystanych szans, który miał naprawdę wszystko, aby dać fanom godny finał. Efekty specjalne i dawka nostalgii to nie wszystko, a po seansie można odnieść wrażenie, że twórcy mieli pomysły na wprowadzenie nowych dinozaurów oraz sceny, które powinny finalnie wypaść dużo lepiej. Dla fanów serii pozycja obowiązkowa, dla reszty niekoniecznie.
Pratt jako zaklinacz dinozaurów to mistrzostwo świata 🤦♀️ Podobnie inne bzdury stworzone chyba tylko po to żeby się sprzedać. Na plus chyba tylko stara ekipa. Stara trylogia dużo lepsza od tego czegoś co powstawało w ciągu ostatnich lat.