Młody, choć stary – po prostu rewelacyjny 9
Trudno napisać recenzję filmu kultowego. Filmu, który dla wielu jawi się jako najlepsza amerykańska produkcja wszech czasów. Obrazu, który pomimo niemal 70. lat istnienia, jest nadal znakomitym połączeniem dramatu i romansu. Dlatego też ja, świeżo upieczony czternastolatek, mogę zostać posądzony o to, że nie jestem gotowy do podźwignięcia tego tematu. Mimo to spróbuję.
Akcja rozgrywa się podczas wojny w tytułowej Casablance. Jest to przystanek dla tych, którzy chcą uciec z ogarniętej wojną Europy do jawiącej się jako oaza spokoju Ameryki. By osiągnąć ten cel, muszą mieć dużo szczęścia albo po prostu pieniędzy, za odpowiednią opłatą kapitan Renault jest bowiem w stanie załatwić bilet do Nowego Świata niemal każdemu. Są jednak tacy, którzy nie mogą dostąpić tego zaszczytu.
Jednym z nich jest Victor Laszlo, który z rozkazu Niemca Strassera ma pozostać w Casablance. Laszlo wie, że jedynym wyjściem z tej sytuacji są listy tranzytowe, gwarantujące bezpieczną ucieczkę. Znajdują się one w posiadaniu właściciela nocnego klubu, Ricka. Ten jednak nie odstąpi ich Victorowi za żadną cenę, bo żona uchodźca to jego była kochanka.
Sam nie wiem, za co cenię film Curtiza najbardziej. Czy za świetną kreację Bogarta, który brawurowo wcielił się w rolę cynicznego Ricka, który powoli doznaje przemiany duchowej, czy za mnogość przeplatających się wątków, w których jednak nie sposób się pogubić, czy w końcu za nieoczywiste, wręcz niemożliwe do przewidzenia zakończenie. A przecież rola Ingrid Bergman, jak i rewelacyjna muzyka też są godne odnotowania.
Dlaczego więc nie postawiłem Casablance dziesiątki? Może dlatego, że ocenę tę stawiam niezwykle rzadko, a tutaj brakowało mi troszkę „tego czegoś”. Tym niemniej uważam obraz ten za jeden z najciekawszych, najbarwniejszych, słowem: najlepszych filmów, jakie widziałem. Sądzę także, że żaden szanujący się kinomaniak nie może sobie „odpuścić” tego seansu.
mnie ten film nie oczarował jak większość ludzi film niezły bez szału