W tej etiudzie nie ma jednej niepotrzebnej sceny. Popis aktorski Dymnej. 30 minut zaskakująco dobrze zrealizowanego kina. O twórcach zapewne jeszcze usłyszymy.
Film ciosany jakby pod zachodniego widza. Stalinowska Łodż trochę za ładna i za czysta na dobrych zdjęciach Edelmana. Większość postaci jednostronnie papierowa.
'To se ne vrati, panie Havranek' czyli nawet nostalgia jest dziś towarem. Pół punktu wyżej za tekst o żydach/Żydach stojących za 9/11.
Fabularnie zasadne nagie panie cieszą samcze oczy. Odwrotnie niż w ostatnim filmie Tomasza Wasilewskiego, który niepotrzebnie rozbiera nawet 60-letnie aktorki.
Lewicująca feministka, twórczyni Małgorzata Szumowska może się uczyć na tej prostej fabule Loacha, jak powinno wyglądać z wrażliwością nakręcone kino społeczne.
Próba wciśnięcia do komiksowego, popcornowego blockbustera elementów rodem z 'trylogi spiskowej' Alana J. Pakuli budzi uznanie. Niezła choreografia scen akcji.
Takie polskie kino chce się oglądać (zdjęcia). I słuchać (muzyka). Tu pstryczek innym naszym twórcom: dialogi wyraźne i zrozumiałe, nawet jak 'ślonzoki' gadają.
Na tej szachownicy nie ma białych figur. Może jedna, skazana z góry na zbicie. Precyzyjnie, zimno i bezlitośnie poprowadzona partia, jak to w gambitach Cormaca.
Oscar za zdjęcia należy się jak psu buda. Drażniąca muzyka obniża ocenę. Planuję eksperyment: puścić przyciszoną wersję Blue-Ray do muzyki Vangelisa z 1982 r.
Seria czwarta oczko wyżej. Nawet mimo zgrzytów typu: cyfrowe klony z mapowanego DNA pamiętają aktualne hasła, dlaczego nie zakopać rozładowanego bota-mordercy?
Proszę czekać…