Co nie zmienia faktu, iż Rowling pisząc "19 lat później" wybrała najgorzej z możliwych.
Całkowicie ostatnim rozdziałem zepsuła zakończenie książki i całego cyklu.
Małe, wielkie kino! – Małe, wielkie kino! 12 minut, które doładuje Wam pasek życiowego optymizmu do pełna. Po tych 12 minutach spojrzycie na świat pełni entuzjazmu i wiary w piękno życia! Ta laurka dla tej krótkometrażówki jest w pełni uzasadniona.
Dzień Jasona zawsze wygląda tak samo – pobudka, śniadanie, praca w biurze, powrót do pustego mieszkania, a obok masa anonimowych ludzi o podobnym trybie dnia. Podczas jednego z tych rutynowych dni w biurze, Jason spostrzega w sąsiednim biurowcu pracowniczkę innej firmy. Ona także zwraca uwagę na Jasona…
Historia o miłości, historia o porozumiewaniu się między ludźmi – odczytać można banalnie, ale niebanalny jest pomysł przedstawienia fabuły, którą pokazywano już nie raz. Jest aktualna, świeża, podnosząca na duchu. Warto.
Ale są jeszcze inni… – Oscar w animacjach krótkometrażowych w 2004 roku. Polak jako bohater animacji. Geoffrey Rush (Barbossa z Piratów z Karaibów) jako narrator. Pod względem komercyjnym wszystko na miejscu. Pod względem artystycznym także.
Technika animacji z plasteliny w czasach rozbuchanych efektów CGI wydaje się przestarzała, jednak nadal istnieją przykłady, iż tak nie jest. Nick Park i jego twórczość (Wallace i Gromit), a nawet sami twórcy Harvie Krumpet’a pokazują, że za pomocą plasteliny można stworzyć niebanalne historie.
Twórcy animacji igrają sobie z uczuciami widza. Bo z jednej strony wykreowali świat dołujący, z drugiej pokazują, że nic tu nie jest na serio i wszystko jest zgrywą. Świat u Harviego to totalna depresja i dół, co podkreśla kolorystyka i sama technika claymation, idealna do kreowania lekko surrealistycznych i nierealnych światów. Nagromadzenie życiowego pecha dla Harviego nie ma limitów. Postacie, jakie przewijają się wokół Harviego jeszcze potęgują uczucie beznadziei. A jednak to wszystko oddane jest w ironiczny nawias. Bo Harvie się nie daje. Bo jest to animacja z humorem – czarnym, słodko-gorzkim. Dedykowana wszystkim "łamagom" świata. Pokazująca w sposób nietypowy, że można, że da się i że warto.
Bo jak mówi motto animacji: Niektórzy rodzą się wielcy, niektórzy osiągają wielkość, a niektórzy są na wielkość skazani. Ale są jeszcze inni…
A wszystko zaczęło się od świetnej krótkometrażówki, którą warto obejrzeć -
http://www.youtube.com/watch?v=5IQcMeNh7Hc
Film pod poniższym linkiem -
http://www.youtube.com/watch?v=qYAa49UNrc0
Bardzo wszechstronny scenarzysta ;) Z dziecięcego filmu animowanego do kina akcji ;)
O jedno zakończenie za dużo – O jedno zakończenie za dużo. Dwa zakończenia, które do siebie nie pasują, bowiem druga końcówka zmienia wymowę całości. Powaga zamienia się w mocno czarny humor.
Przyjmijmy, że napisy końcowe pojawiają się w 6:30 czasu trwania krótkometrażówki. Morał dość egzystencjalny. Jak niewiele trzeba, by niewinne stało się poważnym, beztroska bezmyślnością. Jednocześnie stawia pytanie każdemu żartującemu, bądź chcącemu zrobić kawał – z kogo się śmieje, komu chce zrobić żart i… o czym zawsze się zapomina w takich sytuacjach – czy osoba ta życzy sobie być obiektem żartu?
Twórcy jednak odwracają się od takich poważnych dywagowań, kręcąc swoisty bis całości. Przejętym widzom pokazują…ironiczny uśmiech, za to wszelkim cynikom podają iście czarne w humorze zakończenie.
"Jest zabawnie i śmiesznie… dopóki ktoś nie straci oka"
Trailer dla producentów – Ciekawostka dla widzów Piły i jej pozostałych części, dostępna w dodatkach na płycie DVD z pierwszą częścią cyklu. Dla pozostałych jeden, wielki trailer filmu.
Bo tak w zasadzie to nie jest krótkometrażówka, ale właśnie długi trailer, mający na celu pokazanie i sprzedanie scenariusza producentom. Piła w wersji short nie ukazała się przed premierą Piły kinowej, stąd nie sposób oceniać krótkometrażówki bez odwołania się do właściwej wersji filmu. Można żałować, że krótką wersję fabuły stworzono tylko dla producentów i ewentualnego upchnięcia jako dodatek do DVD, bowiem krótkometrażówka obroniłaby się sama budząc swoją koncepcją fabularną zainteresowanie. Bo tego jeszcze nie było.
Porównując do pełnometrażowej wersji Piły, jej krótka wersja różni się kilkoma szczegółami, a w zasadzie to wersja z 2004 roku przeszła zmiany odkąd pokazano w 2003 roku jej zarys.
Widz poznaje wczesną wersję wątku Amandy, który pojawi się w filmie kinowym. Amanda została jednak zastąpiona Davidem (w tej roli sam scenarzysta cyklu – Leigh Whannell), a całość jest znacznie subtelniejsza, bowiem zabrakło elementów gore, stawiając na domysły widzów. To w zasadzie minus, bo sugestywne obrazy ludzkiego ciała, a w zasadzie tego, co z niego zostało stały się znakiem rozpoznawczym serii. Reverse Bear Trap, klucz znajdujący się w ciele człowieka oraz nagranie z Jigsawem pozostały bez zmian. Zmianie uległa koncepcja fabularna – przesłanie, które wielu widzów w Piłach dostrzega nie gra tutaj znaczącej roli, a wszystko zaczyna się zeznaniami Davida przed policjantem.
Widać, że w procesie produkcyjnym postawiono na dosłowność. O ile Piła w wersji short to niedomówienia i zagadka, to wersja pełnometrażowa stawia na oczywistość i szokowanie odbiorcy. Dziś jednak Piłę nie sposób sobie wyobrazić w innej wersji, niż tej, którą znamy z kin.
Demolka na farmie – Camerona Edsera zabawy z filmowymi kliszami. Spokojne gospodarstwo zamienia się w arenę, gdzie epicki pojedynek toczą… krowa z owcą.
I właśnie w tą "epickość" i "powagę" kierowane jest ostrze satyry. Animacja celuje w momenty nieodzowne w filmach walki, w momenty, gdzie ten dobry walczy z głównym badguy’em. W scenach tych balonik z powagą pompowany jest do nieznośnych rozmiarów, a Edser spuszcza z takiego balonika powietrze, dając trochę przestrzeni. Stąd całkowity brak epickości w głównych bohaterach, stąd tryb bullet time, stąd odwołania do popkultury, jak walka na miecze świetlne, stąd także chaos i zniszczenie, tak często obecne w filmach akcji. Brakuje tutaj jednak one-linerów, nieodzownego elementu takiego kina. Ten przerost formy nad treścią ma ukazywać, że taka sama sytuacja ma się do filmów akcji. Edser zdaje się mówić: więcej chilloutu, Panowie. Mniej napinania, więcej życia.
Animacja narzuca porównanie do "Baranka Shauna", bo i technika (claymation) i bohater podobny. Jednak ostrze satyry nie jest zbyt ostre, całość jest oczywista i na siłę sili się być lekką i zabawną. Zakończenie wskazuje jednak, że i tak nic nie ma znaczenia.
Małe dzieci, wielkie wojny – Korea, 1951. ChOL, Hyngman, Seul, 38 równoleżnik, linia Kansas – Wyoming. Mimo umieszczenia fabuły animacji w konkretnej ramie czasowej ma ona wymiar uniwersalny, bowiem za każdym suchym faktem historycznym, czytanym w podręczniku, kryją się ludzkie tragedie. Tragedie, w których uczestniczą także dzieci.
Wojna widziana oczami dziecka różni się od tej, którą widzą dorośli. Nie znając jeszcze świata, już widzą jego upadek. Czas wojny wpływa na dziecięcą psychikę często bez świadomości tego faktu. Po latach, już jako dorosły człowiek, spostrzeże, kiedy się zmienił i co utracił. Wojna narusza naturalny rozwój małego człowieka.
W animacji pokazano kontrast między światem dziecięcym, a dorosłym. Mały Manuk nie jest świadom wagi wydarzeń, które sprawiły, że jego najbliższy świat uległ takim przemianom. Bo wojna jest gdzieś daleko, bo wojna jest "zabawą" dorosłych. Widok Manuka, bawiącego się w wraku samolotu, naśladującego gesty żołnierzy, idącego przez puste ulice pokazuje, że wojna już odcisnęła na nim swoje piętno, mimo, że sam mały bohater jeszcze o tym nie wie. Paczka przysłana z frontu nic jeszcze dla Manuka nie znaczy, jednak po latach będzie pilnie przechowywaną pamiątką. Bo prędzej, czy później Manuk spyta swoją mamę: Kiedy wróci tata? … Odpowiedź nie będzie łatwa.
Animacja pozwala oddać się myślom, jednak w czasie jej trwania "coś" przeszkadza w odbiorze. Umowność świata? Forma animacji? Sztuczność wykreowanego świata? To temat animacji prowokuje do przemyśleń, a nie ona sama…
Proszę czekać…