Przez pierwszą połowę miał szansę być najlepszym filmem o opętaniu, jaki widziałam. Potem niestety popadł w banał i schematy.
Mieszane uczucia. Przydałoby się skrócenie i lepsza organizacja wątków, ale niektóre sceny (zatopiona cerkiew) wręcz genialne.
Historia o wszystkim czyli o niczym. Klimat lat 70-tych całkiem udany, ale to w sumie jedyna zaleta, a film swoją długością dodatkowo strzela sobie w stopę.
…czyli przyśpieszony kurs zła na tle II wojny światowej; węgierskie filmy wojenne są wyjątkowo ponure.
Zupełnie nieangażujący film o popranych perypetiach bandy pretensjonalnych, egocentrycznych dupków mieniących się artystami.
Ha! Śmiem twierdzić, że swego czasu mieliśmy filmów o podobnej tematyce na pęczki. No, ale nie z Marlonem Brando…
Bohaterka nie cierpiała chyba na agorafobię, tylko na atrofię mózgu. Podobnie zresztą jak wszyscy dookoła. Film tylko dla odpornych na brak elementarnej logiki.
Całkiem przyjemne i zgrabne sceny z imprezy. Niestety koniec rozczarowujący i kompletnie pozbawiony napięcia.
…czyli tragedia japiszona, który odkrywa, że to, co powinno być w jego życiu tragedią wcale nią nie jest. Więc demoluje swój wypasiony dom – bo go stać.
Oryginalności w tym za grosz (jasne, "parodia" wiele usprawiedliwia). Takie "Creepshow", jak kto lubi…
Proszę czekać…