W zasadzie podobał mi się bardziej od przereklamowanego "Conjuring". Niestety, pod koniec robi się dość bełkotliwy, a finałowy "happy end" to już porażka.
Fabuła i bohaterowie identyczne jak w "Autach" (i "Turbo", i całej reszcie) ale jeśli wziąć poprawkę że nie o oryginalność chodzi, to było całkiem miło.
Mimo nielogiczności (jakże w takim filmie może ich nie być?) ogląda się całkiem przyjemnie, choć to raczej film jednorazowego użytku.
Dawno nie widziałam w filmie czegoś równie przerażającego jak sceny w domu Mamy Sunshine. A sama Mama jak Rosemary West, brrr…
Coś jak Smarzowski, tylko jeszcze bardziej nieprawdopodobny w kreowaniu ponurej, pesymistycznej wizji świata.
Za mało klimatu, za dużo akcji i straszaków. W sumie ok, ale po tym, czego się nasłuchałam, spodziewałam się więcej.
Ogólnie rozczarowanie bo liczyłam na sporo więcej. Film jak z pod amerykańskiej sztancy; Godzilla + Transformers. Gwiazdka ekstra za potwory.
Nierówny. Wygląda, jakby go nakręcili ze 20 lat wcześniej, niż to zrobili. Najlepsze sceny z Chrisem i Kurtem.
Każdy koreański film jest o zemście, i zaczynają już wychodzić z siebie, żeby wymyślić coś oryginalnego.
Kolejny przykład filmu zdominowanego przez temat. Nie wiadomo wtedy czy ocenia się film, czy samą historię.
Proszę czekać…