Aktywność

X-Men: Pierwsza klasa (2011)

9/10 – Muszę przyznać, iż film ten pozytywnie mnie zaskoczył. Jakoś nie mogłem wyobrazić sobie „X-Men” bez oryginalnej obsady. Twórcom udało się jednak stworzyć ciekawą historię połączoną z efektownym wykonaniem. Duża w tym zasługa reżysera. Spisał się bardzo dobrze, zarówno pod względem prowadzenia akcji jak i narracji. Ponadto mamy tutaj kilka zabawnych momentów (scenka z Wolverine- prawdziwa perełka). Być może w przypadku jego poprzedniego filmu, a mianowicie „Kick Ass” nie podchwyciłem konwencji, dlatego też do „Pierwszej klasy” podchodziłem z lekką rezerwą. Osobiście za jedyny zbędny wątek mogę uznać ten pomiędzy Mystique a Bestią. Wtedy to film siada na całej linii- ale to tylko moje odczucie. Jeśli chodzi o męską obsadę, Michael Fassbender oraz Kevin Bacon zasługują na uwagę, reszta stara się dotrzymać im kroku. Można się przyczepić, iż Bacon stworzył przerysowaną postać, jednak może takie było zamierzenie. Tego nie wiem. Z kolei panie robią tutaj za ozdobniki. Jedno mogę stwierdzić na pewno. Film ten jest bez porównania lepszy od „Wolverine”, dlatego też fani mutantów nie powinni być zawiedzeni.

Medium (2010)

3/10 – Porażka niemal na całej linii. Jeden z najsłabszych filmów w dorobku reżyserskim Clinta Eastwooda. Ośmielę się nawet stwierdzić, że od czasu „Kosmicznych kowbojów” z 2000 roku, nie nakręcił tak nieudanego filmu. Na samym wstępie wymienię nieliczne plusy. Początkowa sekwencja tsunami, przebłyski zaświatów oraz w małym stopniu Matt Damon. Co do minusów. Przede wszystkim film jest nudny i przegadany. Mamy w nim poprowadzone 3 historie, jednak żadna z nich mnie nie zaciekawiła. Według mnie najsłabiej wypada opowieść o chłopcu, który stracił brata. Film jest też zdecydowanie za długi. Co do obsady, jedynie Matt Damon oraz Bryce Dallas Howard wypadają w miarę dobrze, pozostała część obsady sprawia, że bohaterowie są bezbarwni lub antypatyczni, co wpłynęło na mój odbiór filmu. Nie spodziewałem się za wiele po tym filmie, dlatego też nie jestem zawiedziony, tylko zanudzony. Można sobie darować oglądanie. Zdecydowanie lepszym wyjściem jest wybór „Gran Torino”.

Polowanie na czarownice (2011)

4/10 – Spore rozczarowanie. Zgadzam się z przedmówcami. Poważną wadą filmu jest fabuła i niektóre nielogiczności. Nicolas Cage gra jak zwykle, czyli bez rewelacji. Jakiś czas temu przeczytałem, nie pamiętam jednak gdzie, iż im bohater Cage’a ma dłuższe włosy, tym film jest słabszy. Coś w tym chyba jest. Zdecydowanie lepiej wypada Ron Perlman. Reszta obsady po prostu jest. Żadna z postaci nie wyróżnia się niczym specjalnym. Przyznaję prolog zrobił na mnie spore wrażenie. Myślałem, że trafiłem na film, który nie bawi się w cenzurę i będzie w stanie w jakimś stopniu mnie przestraszyć. Niestety, tuż po tytule zostałem zbombardowany wyrywkowymi sekwencjami walk krzyżowców i cały klimat zniknął w oka mgnieniu. Reżyserowi nie udało się już go odzyskać, co najwyżej wstąpił na drogę przygodówki dla nastolatków. W konsekwencji dostałem film pozbawiony napięcia, z minimalnym klimatem epoki, co w znacznym stopniu mnie zraziło. Nie jest to strata czasu, ale nie polecam.

Zaplątani (2010)

10/10 – Genialne w swojej prostocie. Rzecz jasna nie chodzi mi o wykonanie, lecz o historię. Piękna księżniczka+ awanturnik+ zła wiedźma- nie zliczę nawet ile powstało filmów, które czerpały z tego równania. Mimo wszystko powstał film, który ogląda się z wielką przyjemnością. Na wielki plus mogę zaliczyć polski dubbing, a zwłaszcza ograniczenie do minimum nachalnych kulturowych odniesień. Tyle, jeśli chodzi o polski wkład w ocenę. Z kolei dla twórców należą się brawa za zrezygnowanie z trendu „mrugania” do dorosłego widza. No i na sam koniec bardzo sympatyczne postacie drugoplanowe w postaci konia Maximusa i kameleona. Z pełnym przekonaniem mogę polecić.

Zielony Szerszeń (2011)

7/10 – Pozytywna niespodzianka. Nie przepadam za Sethem Rogen i poczuciem humoru serwowanym w jego filmach. Dlatego tez uważałem, że film może być kiepski. Do fabuły można by się przyczepić, jednak, jeśli przyjmiecie historię z przymrużeniem oka możecie się dobrze bawić. Tak było w moim przypadku. Sporo akcji i wybuchów, trochę tekstów w stylu Rogena, które tym razem nie raziły aż tak bardzo, dobra realizacja składają się na w miarę wysoką ocenę. Szkoda jedynie Christoph Waltz, który po świetnej roli w „Bękartach wojny”, ponownie wciela się w negatywną postać, jednak tym razem jest ona niemal na granicy parodii. Jeśli takie było zamierzenie twórców, to brawa dla aktora. Kończąc. ”Green Hornet” to porcja może i nie najwyższych lotów, ale za to efektownej rozrywki.

Tron: Dziedzictwo (2010)

6/10 – Tuż przed seansem postanowiłem obejrzeć „Tron” z 1982 roku. Dzięki czemu mogę śmiało porównać oba tytuły. W ogólnej klasyfikacji zdecydowanie wygrywa część pierwsza. Pomimo archaicznych jak na dzisiejsze czasy efektów specjalnych film ten zrobił na mnie zdecydowanie większe wrażenie- może, dlatego, iż po raz pierwszy oglądałem go w dzieciństwie i jakoś tak pozytywnie mi się kojarzy. Co do „Tron: Dziedzictwo”, mam jeden, ale znaczący zarzut. Nie wciągnęła mnie historia. Oglądając film podziwiałem efekty specjalne, które poza postacią Clu były bardzo dobre. Ponadto oglądanie Jeffa Bridgesa na ekranie było prawdziwą przyjemnością. Ozdoba ekranu w postaci Olivii Wilde również jak najbardziej na plus. Film jako całokształt mogę ocenić jako przyzwoitą rozrywkę.

The Social Network (2010)

9/10 – Jeden z najlepszych filmów roku. Przyznaję, byłem nastawiony sceptycznie do tego filmu. Co może być ciekawego w obrazie o twórcy facebook? Pytałem sam siebie. Obejrzałem go ze względu na osobę reżysera. Od czasu „Siedem” widziałem każdy kolejny obraz Finchera. W jego dorobku pojawiały się mniej lub bardziej udane tytuły, jednak widziałem wszystkie. Według mojego prywatnego rankingu „The Social Network” zajmuje trzecie miejsce w filmografii Finchera. Jestem pod wrażeniem, reżyserowi udała się rzadka sztuka- w filmie brak jest tzw. akcji, jednak z niemal każdej sceny bije dynamizm. Każdą scenę, każdy dialog oglądałem z zapartym tchem. Co do obsady. Nie przepadam za Jesse Eisenberg, w tym filmie także mnie nie zachwycił, jednak minimalnie podskoczył w rankingu. Poza Justinem Timberlake nie kojarzę obsady, ale zostawili po sobie pozytywne wrażenie. Mógłbym się rozpisywać, jednak zakończę jednym zdaniem. Film wart polecenia.

Różyczka (2010)

5/10 – Kolejny polski film, który stara się na siłę zrobić rozrachunek z przeszłością. Co do tzw. prawdy historycznej nie będę się wypowiadał, ponieważ ówczesne realia znam co najwyżej z lekcji historii. Dlatego też skupię się na obsadzie. Prawdziwą klasę pokazał Andrzej Seweryn- nie ma co się rozpisywać- świetna rola. Daleko w tyle pozostaje Robert Więckiewicz, stworzył postać, która u mnie wywoływała tylko negatywne emocje. Być może takie było zamierzenie, jako iż jego bohater był w SB. Zdecydowanie lepiej spisali się aktorzy drugoplanowi: Jacek Braciak oraz Jan Frycz.. No i na sam koniec zostaje Magdalena Boczarska. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale sceny nagości były moim zdaniem zbędne. Poza wrażeniami estetycznymi nic nie wnosiły do fabuły. Owszem ma „warunki”, ale powinna bardziej skupić się na innych elementach roli. Ponadto jej uroda za nic nie pasuje do szarych lat 60-tych. Film nie posiada większych minusów. Pomimo, iż trwa prawie 2 godziny czas mija w miarę szybko- zasługa w tym aktorstwa i realizacji.

Paintball (2009)

1/10 – Całkowita strata czasu. Przyznaję, że zaciekawił mnie pierwszy kwadrans. Następnie z minuty na minutę jest coraz gorzej. Reżyser nie potrafił stworzyć choćby namiastki napięcia, tzw. sceny akcji są zrealizowane nieudolnie, zresztą jak cały film. Tak słabego obrazu pod względem warsztatu już dawno nie widziałem. „Paintball” nie broni się także pod względem scenariusza- jest niedorzeczny, ma sporo dziur logicznych, na które nie potrafiłem przymknąć oka. Najsłabszym elementem filmu jest obsada, a co za tym idzie bohaterowie. Wszyscy bez wyjątku są irytujący, w większości przypadków ich zachowanie pozbawione jest sensu, co w znacznym stopniu wpłynęło na moją ocenę. Przed seansem miałem przeczucie, że może być ciężko i tak też było. Odradzam.

Tekken (2010)

7/10 – Pozycja w sam raz po ciężkim dniu pracy. Wystarczy „wyłączyć” ośrodek myślenia i oglądać coraz to nowe walki i strzelaniny. Moim zdaniem film ten w swojej kategorii jest zdecydowanie lepszy od „Street Fighterów” czy „Dead Or Alive”, jednak daleko mu do „Mortal Kombat”. Na temat fabuły nie mam zamiaru się rozpisywać- to po prostu pretekst do kolejnych pojedynków, które nawiasem mówiąc są całkiem przyzwoite. Choreografia może nie powala na kolana, ale nie jest źle. Szkoda jedynie, iż twórcy nie wykazali się większą wyobraźnią nie tyle przy doborze, co wynikach pojedynków. Mogły być bardziej zaskakujące. Co do obsady, Cary-Hiroyuki Tagawa wyglądał trochę komicznie w tej charakteryzacji, obecność Gary Daniels’a ucieszyła mnie, ponieważ od dawna nie widziałem z nim żadnej produkcji. Daniels kojarzy mi się z filmami, które oglądałem jeszcze za czasów VHS- pozytywne skojarzenia z dzieciństwa powodują, że nie jestem obiektywny co do jego osoby i oceniam go na plus. Co do zdecydowanej reszty obsady są „młodzi i piękni” i to by było na tyle. Film dla osób poszukujących rozrywki lub też odpoczywających od psychologicznej głębi czy też logicznej historii.

Proszę czekać…