Już w
Tramwaju, niemym debiucie reżyserskim
Krzysztofa Kieślowskiego, ujawniają się wątki i znaki szczególne autora trylogii „Trzy kolory”. Prosta opowieść o chłopaku i dziewczynie, którzy spotykają się w tramwaju nocnym i nawiązują grę spojrzeń, to uniwersalna historia, która mogłaby przydarzyć – a często się przydarza – każdemu, portretując tym samym ludzkie mijanie się. Znudzony prywatką, nieprzystający do reszty towarzystwa chłopak, opuszcza mieszkanie i podbiega do uciekającego tramwaju. Udaje mu się do niego dostać w ostatniej chwili. Wagon pustoszeje i nieśmiały bohater zostaje w nim sam na sam z pełną rezerwy blondynką. Kamera, w zbliżeniach i detalach, rejestruje tę wymianę spojrzeń, grę przyciągania i odpychania. Niemożność porozumienia się podkreśla wojerystyczny sposób filmowania przez pryzmaty – szyby, tablice, poręcze. Minimalizm środków daje w efekcie maksymalny efekt, jakim jest koda filmu.