Bert

@Bert

Aktywność

PROPONUJĘ TEMAT - NAJLEPSZA ADAPTACJA FILMOWA DZIEŁA LITERACKIEGO(KINO,TELEWIZJA) - LUDZIE KINA

Jako,że jestem nieco zaawansowanym wiekowo kinomanem(ale bez przesady), cenię sobie najbardziej "Krzyżaków" Aleksandra Forda(osobisty sentyment,solidne kino z mocnym przesłaniem narodowym, co lubię w filmie), "Faraona" Jerzego Kawalerowicza(rzecz genialna,asceza, monumentalizm i dramat władzy godny szekspirowskiego "Makbeta" i Ryszarda III"), "Potop" Jerzego Hoffmana(Sienkiewicz,acz jakby bardziej drapieżny, świetne kreacje aktorów, kostiumy, sceny walk,powalający na kolana pojedynek Wołodyjowskiego z Kmicicem, a właściwie Łomnickiego z Olbrychskim – jaki aktor umie dzisiaj tak "robić szablą"?), "Dantona" Andrzeja Wajdy(wstrząsający, bliski prawie poetyce horroru obraz Rewolucji Francuskiej,pożerającej oczywiście własne dzieci, z kolei nie przekonuje mnie jego "Ziemia obiecana",bo w dość bezpardonowy sposób zmienia wątki i sens powieści Władysława Reymonta – kto czytał,ten wie o co chodzi), serialową wersję "Lalki" w reżyserii Ryszarda Bera(Wojciech Has stworzył być może arcydzieło,lecz była to raczej jego wizja "Lalki", przyznam – niezwykle oryginalna), serial trzyma się znacznie bliżej sensu powieści Bolesława Prusa). Z niepolskich produkcji, nigdy nie zapomnę "Wojny i pokoju" Siergieja Bondarczuka – Oskar za film zagraniczny, rzecz niezwykle bogata duchowo i wątkowo(Lew Tołstoj w stanie czystym), nakręcona z olbrzymim rozmachem inscenizacyjnym, realistyczne i jednocześnie metafizyczne przedstawienie bitwy pod Borodino(m.in. widok z chmur, okiem Boga?). Według mnie wszystkie "Szeregowce Ryany" obok tego bledną, niesamowita wizja, ogólnie batalistyka najwyższego gatunku w całym filmie. Zachodnie podróbki "Wojny i pokoju" wyglądają przy dziele Bondarczuka jak płaskie telenowele. Proszę o propozycję – młode pokolenie, może coś nowszego?

Najważniejszy w filmie jest aktor (?) LUDZIE KINA

Film to złożony mechanizm, najwspanialszy aktor nie uratuje pawia, no chyba że jakaś ekstra seksowna i do tego zdolna aktorka(to raczej ironia). Z drugiej strony wszystko jest dopracowane, a pan/pani artysta/artystka kładzie całe przedsięwzięcie. No i jeszcze kwestia bagażu techniki – czyli kamera, montaż, scenografia itd. Według mnie najważniejsze jest to, żeby ta filmowa maszyneria tworzyła znakomitą całość, wtedy jest szansa nawet na arcydzieło.

Sara Müldner

TAK SOBIE MYŚLĘ,ŻE ZDOBYCIE MONT EVERESTU W TRAMPKACH I ZAMIECI, TO PIKUŚ PRZY PRÓBIE, – zdobycia, no nie Sary – jeszcze zachowuję rozsądek – ale jakiegokolwiek śladu jej istnienia, choćby internetowego. Poza tym żadnych wywiadów, informacji o niej na plotkarskich forach( z rozpaczy zacząłem nawet to przeglądać), Sara zniknęła też z TV, w tej naszej "Nemocnicy na skraju mesta" nie widać jej od dawna, Boże, ja oglądam tele-mele-nowele! Ale wiadomo, iż tylko z jednego powodu. Być może Sara odpłynęła do tego Paryża, bo nie wiem, czy skończyła te studia aktorskie, a ja tu usycham bez sensu. Nie spotkałem się jeszcze z taką konspiracją osoby – nomen omen – w jakimś sensie medialnej. "W jakimś sensie", albowiem Sara, mimo zaistnienia w tym całym filmowym show biznesie, najwyraźniej unika rozgłosu. Cóż, czas szykować pepegi i machnąć się w Himalaje.

Sentyment LUDZIE KINA

Nie wiem do końca dlaczego, ale mnie ruszył – we wczesnej młodości – niepozorny polski film z lat 60-tych "Pingwin". Bohater mikrus,pogardzany przez kumpli studentów, stara się – można powiedzieć – fanatycznie o względy koleżanki z roku(para Andrzej Kozak i Krystyna Konarska, zresztą piosenkarka,nie zagrała już dużej roli). Historia z cyklu "beznadziejna miłości", bo ona to szykowna panna, a on, wiadomo – Pingwin. Walczy o nią z determinacją, kompletnie bezinteresownie i honorowo, wdaje się w konflikt z szemranym towarzystwem(najgorszego z nich gra Zbigniew Cybulski – perła nie rola!). O mało co nie przypłaca tej miłości ciężkim kalectwem albo życiem, jednak ona go w końcu docenia,lecz czy pokocha? Romantyk ze mnie chyba, i tyle.

Najgorszy aktor... ;) LUDZIE KINA

Zapomniałem – załoga "Kranu" i reszty tele-mele-nowel, totalne psucie ludziom gustu, akcja w pokoju z kuchnią, dialogi pasjonujące jak wertowanie książki telefonicznej, trzy miny – cała ekspresja, wykrzywianie życia, bo widownia w kapciach się wciąga i myśli, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Najgorszy aktor... ;) LUDZIE KINA

Dla mnie jest to Jim Carrey – koszmarne poczucie humoru, ciągle operujący idiotyczną mimiką, nie trawię go zupełnie i nie rozumiem zachwytów nad nim, a ma on spore grono wielbicieli. Wyrażam swoją opinię, szanuję każdego pasjonata, bo sam nim jestem – skoro Carrey się komuś podoba, nie będę go nachalnie przekonywał, że nie warto gościa oglądać. Pisanie o różnych Mroczkach jako o aktorach, to nieporozumienie. Ot, chłopaczki z castingu, liznęli przez te lata trochę techniki, bo małpa by też coś wreszcie pojęła. Na gospodynie domowe(żadnej nie obrażając – ot takie uogólnienie) i zakochane w nich małolaty, to wystarczy.

Najlepszy aktor LUDZIE KINA

Ken Ogata – mało znany japoński aktor(niestety zmarły w 2008 r.), wykonawca tytułowej roli w filmie "Mishima". Zagrał ją znakomicie,co było o tyle trudne, że fizycznie Ogata był praktycznie zupełnie niepodobny do Yuiko Mishimy. W związku z tym kreacja Ogaty opierała się na odtworzeniu duchowości, mentalności i dużej ekspresji Mishimy. Zrobił to tak znakomicie,że nie znając wcześniej wyglądu japońskiego pisarza i patrioty, byłem przekonany, iż zewnętrznie bardzo przypominał Kena Ogatę. Później,oglądając dokumenty o Yuiko Mishimie(kręcił on też filmy eksperymentalne ze sobą w roli głównej), długo miałem przed oczyma aktora,a nie prawdziwego Mishime. Naprawdę, dużo tracimy bazując prawie wyłącznie na filmach europejskich i amerykańskich.

Polscy aktorzy za granicą. LUDZIE KINA

Widzę,że temat stary, ale dość zajmujący. Uważam,że aktorzy z Europy Wschodniej mają inną mentalność,wrażliwość, nasze filmy są zdecydowanie odmienne od amerykańskich, ba zachodnioeuropejskich, a wszelkie naśladownictwo w stylu nieszczęsnego "kina akcji" a la Linda kończy się żałośnie. Rosjanie tworzą kino batalistyczne i fantasy, niejako w opozycji do Hollywood, z własnym genotypem kulturowym – "9 kompania", "Straż nocna" itd. Nieźle to im wychodzi. My jesteśmy zapatrzeni w tych Amerykanów, ich kopiowanie śmieszy nich samych i zabiera nam duszę. A kariera? Poza fantastycznym przypadkiem Poli Negri – w pewnych kręgach znanej jako Apolonia Chałupiec(jej wielbicielem był nie tylko Rudolf Valentino, ale również Adolf Hitler) – kończyło się to marnie. Joanna Pacuła zaczęła nieźle, lecz grała przeważnie role Rosjanek("Park Gorkiego",Żydówek("Ucieczka z Sobiboru"), zaliczyła kilka przyzwoitych produkcji, ale jej specjalność to filmy klasy B. W "Nagim instynkcie" i " Dziewięciu i pół tygodniu" nie zagrała, bo mąż zabronił pani Joannie gry w rozbieranych scenach. Te filmy pewnie by ją ustawiły na szczycie, przynajmniej na jakiś czas. Teraz mało o niej słychać. Pani Scorupco okazała się meteorem, Weronika Rosati nieporozumieniem, a Alicja Bachleda-Curuś ukochaną jakiegoś sławetnego aktora, którego kojarzę,lecz jego nazwisko wyleciało mi z głowy, zresztą nie uważam, żeby to była aktorska doskonałość. Tak więc niektóre dziewczyny mieszkają w pięknych rezydencjach, ale czy to jest sukces zawodowy i komercyjny? Wątpię. Z facetami jest jeszcze gorzej, Krzysztof Pieczyński wyjechał za Wielką Wodę, niby grał ogony w jakichś produkcjach hollywoodzkich, mi mignął w jednym odcinku trzeciorzędnego serialu o jakiejś policji plażowej jeżdżącej na rowerach(raczej bzdura). Grał w teatrze, gardził Jackowem w Chicago, o czym mówił, zaś ja nie przyjąłem tego ze zrozumieniem, bo to w gruncie rzeczy j kalanie własnego gniazda. Żaden Polak mu tam przecież krzywdy nie zrobił. Wrócił na rodzinne rżyska i chyba to była najlepsza decyzja w jego życiu, ponieważ u nas jest gwiazdą, zresztą niezły z niego aktor. To by było na tyle.

"Dług"... FILMY

Właśnie, nie doceniamy polskiego kina historycznego z tzw. PRL-u, zaś np. "Faraon" był i jest dziełem dopracowanym do perfekcji, oddającym(tak się wydaje) realia swych czasów, w sposób niesamowity łączący głębię i doniosłość poruszanych problemów z ascetyczną, acz monumentalną scenografią. Słusznie nazywany w tamtym okresie anty-"Kleopatrą", intelektualną odpowiedzią na kiczowate filmidło Mankiewicza. Wielkie czasy polskiego kina, czy kiedyś powrócą? Co do "Długu" – osobiście cenię sobie ten film za duszną atmosferę koszmarnego osaczenia głównych bohaterów, co wprost czuło się z ekranu. Niełatwo stworzyć w filmie tak wiarygodnie skondensowane wrażenie, kiedy wszystko pozostaje rzekomo umowne.

JAKIŚ CZAS TEMU BYŁO GŁOŚNO,ŻE TVP ZACZNIE PRODUKOWAĆ SERIALE, ZWIĄZANE Z NASZĄ FILMY

(sorry – nacisnąłem nie ten przycisk) Cezary Żak, kojarzony z repertuarem komediowym,żeby nie powiedzieć farsowym, a tymczasem w roli sadystycznego obersturmbanfuehrera(podpułkownika) SS Harrego Sauera, sprawdził się znakomicie. Role łotrów zawsze trudniej grać, niż postacie pozytywne. Paweł Małaszyński był raczej nijaki, zresztą dla mnie jego najlepsza kreacja, to(znowu te czarne charaktery!) psychopatyczny "Grand" z Legii Cudzoziemskiej w "Oficerze". Zresztą kolejne wariacje "Oficerów" już na mnie tak nie działały. Szkoda,że pan Żak nie zasmakował w tego typu repertuarze i powrócił do swego emploi. Cóż, na bezrybiu i rak ryba, lepsza ta "Tajemnica…" od niczego. "Czas honoru"(seria I i II), krytykowany za różne kwestie,scenariusz, niewiarygodność sytuacyjną, widoki współczesnej, odnowionej Warszawy, złą obsadę itd. Osobiście dobrze mi się ten serial ogląda, wartka akcja, niezłe napięcie, zaskakujące zwroty sytuacyjne. Rażą oczywiście nieco twarze z telenowel jako cichociemni(ogólnie, obsadzeni aktorzy są chyba do tych ról za młodzi, cichociemni byli starsi, nie biorę tu pod uwagę Jana Englerta, zresztą dobra rola), ale czasy mamy takie, iż każdy orze jak może, aktorzy nie bywają wyjątkami. Chłopaki mają przynajmniej niezły warsztat. Mimo wymienionych wątpliwości, "Czas…" to produkcja skręcona nowocześnie,pod dzisiejszego widza, a przy tym niosąca jakieś wartości patriotyczne, co – przynajmniej dla mnie – mocno się liczy. Po za tym to chyba pierwszy serial od czasów "Polskich dróg", który stara się – lepiej lub gorzej – odtworzyć realia okupacji niemieckiej, wybory moralne tego okresu, pewien klimat owych czasów. Czwórka za chęci. Słychać głosy, że TVP nie ma funduszy na dalsze produkcje w tym stylu, w końcu trzeba opłacić tę całą armię prezesów, p.o. prezesów i resztę biurokracji.Szkoda.

Proszę czekać…