@dawidek98
Dziwne. Podczas oglądania tego filmu czułem się, jakbym palił trawę.
Jak cztery lata temu przerabiałem komedie science-fiction, to na ruszt między innymi wziąłem trzy komedie z Louisem de Funes. Były to: "Hibernatus", "Żandarm i kosmici" oraz "Kapuśniaczek".
Serdecznie polecam.
Bardzo fajny film o tym, że od nadmiaru normalności też można czasem dostać bzika. Dziewczyny chciały po prostu robić to, co każda nastolatka w wieku 12-19 lat – niestety, despotyczni rodzice nie pozwalali im na tego typu sprawy twierdząc, że muszą ciągle ślęczeć nad podręcznikami i zeszytami. Ale ukradkiem one chodzą na imprezy i później oddają się chłopcom z naprzeciwka. Z różnym skutkiem. Bo gdyby poszły na policję i powiedziały na komendzie, że zostały przypadkiem zgwałcone to by ich wyśmiano. Kirsten Dunst wypadła aktorsko rewelacyjnie, wtórował jej nieznacznie gorszy James Woods w roli ojca. Pierwszy łyk alkoholu, pierwszy pocałunek, pierwszy raz to jest coś, czego życzę każdemu nastolatkowi na świecie. Oczywiście nie z tak tragicznym skutkiem, jak w tej smutnej produkcji. Polecam każdemu obejrzeć. 8+/10
Bardzo dobry horror, który trzyma w napięciu tak, jak to powinien robić klasyczny film z tego gatunku. Dorzućmy do tego jeszcze rewelacyjne aktorstwo Jamesa Ellisona, Frances Dee i Toma Conwaya, poziom adrenaliny i strachu towarzyszący nam przez cały film, postać pomalowanego zombie-murzyna, który jest jednocześnie voodoo i już mamy murowany sukces. Lata czterdzieste w światowej kinematografii są tym, czym osobiście kocham najbardziej – bo współcześnie nie robi się już praktycznie wcale tak fajnych filmów, jak to miało miejsce kiedyś. Szkoda, że stał się zapomniany, bo dla mnie "Wędrowałam z zombie" to pozycja dużo atrakcyjniejsza, aniżeli 3/4 filmów i seriali na platformie zwanej Netflixem. 8+/10
@Chemas Dla mnie jeden z najlepszych filmów z Kurtem Russellem.
Świetny. Książkowy wzór dobrego thrillera.
Raczej standardowe kino bez rewelacji – niestety.
Trochę przesadzony – jednakże podobała mi się realizacja filmu oraz samo przedstawienie żywiołu, jakim jest ogień.
Najlepszy serial melodramatyczny, jaki kiedykolwiek powstał z najwspanialszą, a zarazem kultową rolą Richarda Chamberlaina (ex aequo z "Szogunem", tam też pokazał swój prawdziwie aktorski pazur) jako księdza Ralpha de Bricassarta – który to wyjeżdża bez Maggie do Rzymu, by sprawować kościelną władzę. A propos Maggie, to najsilniejszy dowód na to, że księża też mają prawo kochać i być kochanym wśród społeczeństwa. Podoba mi się w głównym bohaterze to wahanie się, czy być ze swoją ukochaną na zawsze lub też pozostać w kościelnej hierarchii do końca swoich dni. Rachel Ward odegrała tą rolę równie wspaniale. Kogo się nie zapytałem wśród znajomych i przyjaciół, to wszyscy zgodnie jednym chórem odpowiadali mi, że ta produkcja warta jest obejrzenia. I się wcale na niej nie zawiodłem, jestem bardzo zadowolony po obejrzeniu tych dziesięciu odcinków. Bo lepsze jest kilka odcinków porządnego kina, aniżeli kilkaset odcinków przepełnionych różnorakimi bzdurami. Czołówka, kiedy to ojciec Ralph jedzie wśród wiejskich pól, krów, byków i bawołów na polanie do swojego mieszkania napełnia mnie ogromnym spokojem i niebywałą radością. Czegoś takiego już się nie spotyka w dzisiejszych filmidłach. Na ostatnim odcinku też beczałem dosłownie jak pięciolatek, cytując użytkownika Abrahama_Vana_Helsinga z powodu kilku wzruszających scen – pogrzebu Dale’a, śmierci przez utonięcie na Pacyfiku zdaje się, szczerej rozmowie o dalszym związku między dwójką głównych bohaterów, a także porad matki dotyczących ustatkowania się, życia pełnią życia, co by się wówczas nie działo i nie przejmowania się niczym. Bo nie o to w życiu chodzi tak naprawdę. Scena, kiedy to dwaj główni rywale o rękę Maggie strzygą owce na punkty też stała się dla mnie kultowa i jej nigdy nie zapomnę. Christopher Plummer czy Bryan Brown też wypadli bardzo, bardzo dobrze. Polecam każdemu maniakowi serialowemu obejrzeć tą cudowną produkcję. 10+/10
Proszę czekać…