Mateusz Nawrocki

@Matejsoner11

Aktywność

Spirited Away: W krainie Bogów (2001)

7/10 – Drugie anime Hayao, obejrzane przeze mnie. Trochę się rozczarowałem, bo liczyłem na coś jeszcze lepszego, niż "Ruchomy zamek…", ale mimo to ten obraz pozostaje dobrą produkcją.

To, co mni się głównie spodobało, to wielka oryginalność i bogactwo przedstawionego w filmie świata. Mamy tutaj najróżniejsz postacie, niektóre wywołują śmiech, inne ciarki, bądź obrzydzenie. Scenariusz należy całkowice do sfery kameralnej (czyli, że nie jest to rasowe kino akcji, tylko porządna, gadana historia). Na czele atutów jednak znajdzie się miejsce dla wspaniałej muzyki.

Świetna animacja. Bardzo szczegółowa, wręcz detaliczna, pięknie rozrysowana, z fantastyczną kolorystyką.

Postacie też na plus. Trochę irytujący Haku, ale równoważą go Chichiro i dwie siostry-wiedźmy.

Razi jednak zbyt mało wyrazista historia, za schematyczna, niektórę wątki zbyt rozbudowane, mało odkrywcze. Ale poza tym jest GIT.

Grobowiec świetlików (1988)

Poruszający… – Kolejne, świetne anime, tym razem nie spod ręki autora "Ruchomego zamku Hauru".

Film opowiada historię dwojga dusz, m\chłopca i jego małej siostrzyczki, które, podróżując pociągiem i jedząc(!) landrynki, wspominają swoje życie…

Dawo nie widziałem tak smutnego filmu. Smutnego w swoim przekazie. Dzieci przeżywają koszmar wojny, zdane tylko na siebie, jednak gorsi tutaj są ludzie, ludzie im najbliżsi, którzy nie potrafią ulżyć im w katuszach. Do tego mamy tragiczny koniec, mimo, iż wiemy o nim od samego początku to i tak jesteśmy wstrząśnięci. Scena, w której Seita kremuje siostrę, a potem chowa prochy do puszki po landrynkach to chyba najbardziej wzruszająca scena w tym obrazie.

Na uwagę zasługuje też (chociaż to chyba w przypadku każdego anime) świetna i dopracowana w najmniejszym szczególe animacja.

Ten film to jeden z najbardziej poruszających filmów o wojnie, jakie widziałem. Do tego w tak niecodziennym wydaniu. Polecam, tym co nie widzieli.

8/10

Dzika banda (1969)

Bardzo dziki film… – Kolejny świetny western Peckinpaha.

Przede wszystkim, w chyba żadnym westernie nie mamy takich sekwencji strzelanin, jak w tym. Piorunujące wrażenie robi znakomicie rozplanowana, sekwencja finałowa (taniec śmierci, z użyciem strzelb, coltów, nawet karabin maszynowy znalazł swoje miejsce), ale kilka wcześniejszych scen także wzbudza szacunek dla reżysera (choćby najbardziej klimatyczna i najlepiej dopracowana we filmie, scena uprowadzenia pociągu).

W filmie nie ma prawdziwego bohatera, w stylu tych, których grywał John Wayne. Mamy tu wyrzutków, kpiących z prawa i porządku. I ci bohaterowie wzbudzają naszą sympatię, mimo iż są Dziką Bandą.

Mocne strony techniczne to na pewno montaż. Szczególnie jest to widoczne przy scenach strzelanin (czasami zdjęcia i montaż przyćmiewały nawet aktorów).

Krócej mówiąc, mamy do czynienia z najbardziej krwawym westernem w historii kina. I może najbardziej klimatycznym (oprócz filmów Leone).

Bardzo mocne 8/10.

Konwój (1978)

Sentyment… – Jeden z tych filmów, do których czuje się nieśmiertelny sentyment. Z biegiem lat nie traci na wartości, cały czas ogląda się go tak, jak za pierwszym razem. Choć nieco obniżyłem ocenę, żeby był jakiś dystatns między innymi, lepszymi filmami Peckinpaha.

Jeden z moich ulubionych bohaterów filmowych, czyli Gumowy Kaczor, świetnie oddany klimat lat 70. no i wielkie, warczące i dymiące ciężarówki – to wszystko pracuje na ocenę;) Zdjęcia też niczego sobie – świetnie sfilmowane, sunące przed siebie dziesiaki ciężarówek, piękny obrazek (chociaż ten film to nie jest tylko ładny pokaz slajdów).

Aktorsko jest dobrze, ale nie rewelacyjnie. Rządzi oczywiście Kris, choć Borgine dotrzymuje mu kroku. Za to bardzo irytująca jest w swej roli Ali McGraw.

Przesłanie tego filmu jest proste – zjednoczenie się grupy ludzi, która ma jeden cel – afirmacja wolności. Ten temat do dziś jest aktualny w kinie, jednak tego, w jaki sposób jest ukazany w "Konwoju", chyba nikt nie powtórzy.

Milczenie (1963)

Wprawia w osłupienie – Mój pierwszy film Bergmana i pierwszy, który znalazłem na półce w wypożyczalni. Przejdźmy do rzeczy.

Film to opinia. Opinia samego Bergmana na temat społeczeństwa szwedzkiego w tamtych latach. A właściwie o ich ubogim życiu duchowym. Mamy tu symboliczne ukazanie, w postaciach dwóch sióstr – jedna symbolizuje duszę, druga – ciało.

Film praktycznie pozbawiony fabuły (FABUŁY, nie scenariusza) – składa się z kilku scenek, dziejących się w ciagu jednego dnia. Nie fabuła się tu liczy, a punkt widzenia. Obserwatorem staje się tutaj mały, 10-letni chłopiec. Chłopiec, który jest zmuszony patrzeć na oschłą wymianę półsłówek, a w końcu zmieniającą się w milczącą konfrontację obu sióstr. Bergman przekazuje to widzowi znakomicie.

Pomijając fabułę i bardzo dobre aktorstwo, w filmie mamty też inne, świetne, genialne wręcz elementy. Zdjęcią i scenografia budują swoisty kilmat surrealizmu (genialna scena rozmowy starego kelnera z chłopcem),a całości nadaje kształt koszmarnego snu.

Zakończenie po prostu miażdży swoją przytłaczającą ponurością przekazu. Dwie siostry pogrążają się doszczętnie, jedna drugą. Scena, w której Ester odchodzi od Anne, kiedy ta jest w agonii, na długo pozostaje w pamięci.

Pierwszy film Bergmana i od razu taki szok.

9++/10

Poza świadomością (2001)

Standardzik – Bardzo słaby standardzik. Możnaby z tego wycisnąć film na mocną 4. Ale tak kiepskiego wykonania się nie spodziewałem. Ten film to kompletny brak osi scenariusza, nic się tutaj nie zapętla, za bohaterką stale łążą duchy, ona co rusz kogoś zabija/ogłusza, zachowuje się jak wariatka itp…A na końcu mamy NIBY zaskakujące zakończenie, które obcykany kinoman odgadnie po połowie seansu. Zmarnowałem półtorej godziny cennego, bo wieczornego czasu.

1/10

Oszukana (2008)

7+/10 – Po tylu dobrych recnezjach i pochwałach, nominacjach do Oscara, nastawiłem się na wielkie kino. Dostałem…kino dobre. Ale nic poza tym.

Historia Christine Collins, która cierpi po stracie syna, to, wydaje się, oklepany motyw. Ale tutaj dochodzi jeszcze nieporadność i pycha policji, która, nie chcąc przyznać się do porażki, robi z Christine wariatkę. A chodzi oto, że oddali jej syna…tylko że to nie jest jej syn.

Dobrze, a nawet bardzo dobrze wypada Jolie. Ta aktorka naprawdę ma w sobie wielki potencjał, jednak woli go marnować na granie w pospolitych produkcjach (Tomb Raider, Pan i pani Smith). Może czas zacząć dobierać sobie ciekawe role?

Świetne odtworzone jest Los Angeles lat 20 i 30. Scenografia i zdjęcia to prawdziwe perełki, słusznie nominowane do Oscara.

Ale mamy też wady, głównie naiwny miejscami scenariusz. Mimo, iż historia jest prawdziwa, tyle zbiegów okoliczności chyba naprawdę rzadko się zdarza (chyba, że w filmach). Po drugie, zakończenie. Eastwood naprawdę je popsuł. Możnaby zakończyć film, pozostawiając bohaterkę w ciągłej niepweności, czy zdoła odnaleźć syna. A tak, kompozycja została trochę naruszona.

Ruchomy zamek Hauru (2004)

9/10 – Wreszcie obejrzałem:) I naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem. Czegoś takiego na codzień się nie uświadczy.

Świetne wrażenie robi strona wizualna filmu (cóż za niespodzienka…). Świetna, szczegółowa, dopracowana w najmniejszym elemencie animacja i genialna kolorystyka. Po prostu estetyczne cudo. Największe wrażenie robi przede wszystkim tytułowy zamek, ale także różne inne rzeczy, jak na przykład same postacie, czy przedstawiona świetnie rodzinna wioska Sophie.

Fabularnie jest jeszcze lepiej. Mamy tutaj świetne postaci (oprócz Sophie, oczywiście). Hauru. Niby przystojniaczek, ale bardziej kocha sam siebie, niż cokolwiek innego. Jest po prostu tchórzem i egoistą. Przemiana jego w filmie jest po prostu genialna (choć dość patetyczna). Ale największą moją sympatię wzbudził Calcifier, chyba najzabawniejsza postać w filmie. Anime aż kipi od świtnych pomysłów twórców (zamkowe drzwi, jako portal, czy pokaz magii Madame Suliman).

Pełno w tym dziele symboliki, jeszcze więcej ukrytch znaczeń. Bohaterka, podczas swojej wędrówki, poszukuje swojego własnego ja, a jej wewnętrze przemiany są ukazane bardzo dosłownie – raz widzimy ją jako staruszkę, raz jako młodą dziewczynę…Wszystko to do siebie dopasowane w najmniejszym szczególe

Broken Flowers (2005)

8/10 – Na wstępie: Murray lepiej, niż w "Między słowami"!. Co do samego filmu…Zdecydowanie odbiega klimatem od innych dzieł Jarmuscha. Jest taki…mniej absurdalny;)

Opowieść o facecie, który poszukuje matki swojego dziecka? CZemu nie! Ale temat to tylko temat, trzeba go jeszcze ładnie ociosać, nadać mu kształt. Jarmusch zrobił to fantastycznie. Narracja jest leniwa, spotkania z byłymi kochankami nieraz śmieszne (Sharon Stone), nieraz bardzo nostalgiczne (Tilda Swinton). Żałuje jedynie tego, że Julie Delpy nie miała więcej do zagrania.

No i mamy jeszcze to zakończenie, po którym pozostajemy z szeroko otwartymi ustami. Większość widzów czeka na to, by wreszcie ojciec z synem uściskali się serdecznie, by poszli do ojca na kawę, pogadali, zbliżyli się do siebie. U Jarmuscha tego mdłego happy endu być nie powinno…I takowego nie ma. Chwała mu za to.

Mystery Train (1989)

"You fuckin shoot me!" – Jarmusch nie zawodzi, a film wciąga (pomimo późnej emisji). Przede wszystkim świetne dialogi i klimat. Naprawdę fajne aktorstwo (Buscemi: You fuckin shoot me!). Tylko niekiedy miałem wrażenie, że Jarmusch za długo to wszystko rozciąga, dlatego pod koniec film staje się zbyt chaotyczny, a przez to traci na ocenie. Mimo to, nadal pozostaje w pamięci.

Mocne 7/10

Proszę czekać…