Mateusz Nawrocki

@Matejsoner11

Aktywność

Amores perros (2000)

… – Opowieść o tym, jak to zderzają się losy kilku mieszkańców Meksyku. Opowieść refleksyjna, grająca na uczuciach, świetnie rozrysowane postacie (chociaż brat Octavia i ta modelka – nieco zbyt schematyczni, mało wiarygodni) i naprawdę dobre zawiąznie się akcji. Któr najlepszy wątek – moim zdaniem, fabularnie, to ostatni – pokazuje, jak podli są dla siebie ludzie, jak można się zmienić i co zrobić dla innego człowieka, najlepszy, jeśli chodzi o psychikę bohaterów – oczywiście środkowy, choć końcówka do przewidzenia (amputacja chorej nogi), najgorszy wątek z Octavim, dwulicowym bratem, zbyt sztampowy, zbyt schematyczny.

Takie trochę naciągane 8/10

Aż poleje się krew (2007)

Najlepszy film ostatnich lat – Ten film chciałem obejrzeć od dawna, lecz dopiero teraz mi się udało. Jak wszyscy wiedzą, apetyt rośnie w miare czekania, więc od tej produkcji spodziewałem się czegoś wyjątkowego. I nie rozczarowałem się.

Przy tym filmie wysiadają takie Oscarowe produkcje, jak "No country for old men", czy "Miasto gniewu", nie wspominając już o nieszczęsnym, nagrodzonym w tym roku "Slumdogu. Film Andersona to przerażający portret Amerykanina, który, by osiągnąć sukces, niszczy wszystko, co staje mu na drodze. Nie obchodzi go, to, co czują inni ludzie, zgony na platformach przyjmuje ze stoickim spokojem, jedyne, co go martwi, to wydajność, która przez ten zgon mogła być obniżona. Nienawidzi ludzi, którzy nie umieją zapracować na sukces, którzy czekają na gotowe. Jest zimny i nie obdarza nikogo uczuciem. Dawno nie widziałem w kinie tak dobrze naszkicowanego portretu psychologicznego i dawno nie oglądałem tak genialnej kreacji, jak ta w wykonaniu Daniela Day – Lewisa.

Pozostałymi aspektami, na które warto zwrócić uwagę, to fantastyczne zdjęcia i genialna scenografia, wspaniale oddająca realia platform naftowych, działających na początku XX. wieku. Jednak, oglądając film, czekamy, co też może wydarzyć się w końcówce,a ten jest wręcz miażdżąca. Gdyby film był taki od początku, z pewnością wywaliłby z odwiecznego piedestału "Godfathera", czy inne "Shawshanki".

P.S: Ocena na FDB nie kompletnie nie oddaje faktycznej wartości filmu, tak więc proszę w żadnym wypadku się nią nie kierować. Polecam. Najlepszy film w ostatnich dwóch latach.

Czekając na wyrok (2001)

… – Pozytywnie zaskoczony. Nie było to tak nieznośnie ckliwe, jak się spodziewałem, scenariusz kuleje, lecz tylko czasami, chociaż obniża to ocenę. Chyba najważniejszym aspektem jest tutaj aktorstwo, co zresztą dostrzegli też członkowie Akademi, darowując Oscara Halle Berry, która jednak, moim zdaniem, wyróżniła się tylko w scenach w szpitalu (tuż po zejściu jej synka), za to Thorton nie ukazał wiarygodnie przemiany swojego bohatera, jednak pokazał się od dobrej strony, a rozwinąć skrzydeł nie dał mu fatalny scenariusz. Ale wszystkich na głowę biją Boyle z Ledgerem, którzy każde swoje wejście wykorzystują do maksimum, elektryzując widza. Tak więc, nieco zbyt ckliwie, naiwnie i mdle (chociaż powtarzam, tylko momentami).

Solidne 6/10

Mordercze lato (1999)

Najlepszy film Spike’a – Wątpiłem, czy Spike nakręcił coś lepszego, poza "25 godziną", a tu proszę!

Genialnie oddany klimat lat 70. Wspaniale przedstawione wydarzenia podczas awarii prądu. Świetnie oddany wszechobecy strach przed Synem Sama, seryjnym mordercą. Ale ten film to przede wsztkim historia kilkorga przyjaciół, którzy w upalne lato 77’ roku staczają się z piedestału przyjemnego życia, na dno egzystencji. Przemiana Ritchiego w punka, odrzucenie jego nowej powierzchowności przez grupę kolegów, którzy z dobrych znajomych przeradzają się w najgorszych wrogów. Nie zadowolony ze swojego intymnego pożycia z żoną Vinny, który szuka pocieszenia w innych kobietach i w narkotykach. W końcu, chcąc przełamać nieporozumienie seksualne w małżeństwie, zabiera żonę na seks grupowy. Nie wie, że właśnie podjąl najbłędniejszą decyzję w swoim życiu. Reżyser genialnie poprowadził aktorów, Brody’ego i Leguizamo w pierwszej kolejności. Brody zagrał tu chyba najlepiej, nie licząc "Pianisty". Leguizamo, który wielkim odtwórcą nie jest, tu pokazuje naprawdę, na co go stać. Zresztą, pozostali aktorzy (Mira Sorvino, Jennifer Esposito) też trzymają odpowiedni poziom. Pole do popisu dał im wspaniale napisany scenariusz, z fantastycznimy dialogami (nie mówie tutaj o wszędobylskich wulgaryzmach). Kolejny, świetny film Spike’a.

Polecam.

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001)

., – Klimat niemal taki jak w książce. Nie ma tutaj patosu, wylewającego się za brzegi, nie ma wielkich bitw, lecz mimo to oglądamy z zaciekawieniem, podziwiamy piękną scenografię, charakteryzację, kostiumy, a przede wszystkim znakomite efekty specjalne. Scenariusz jednak trochę mi się nie podoba: kilka wyciętych wątków, przeważnie tych humorystycznych (starcie z drzewami w Starym Lesie, nadejście Bombadila), kilka dłużących się scen (wizyta u Galadriel), wszystko to jednak przeżywamy tuż po starciu Gandlafa z Balrogiem, które robi potężne wrażenie, więc takie nagłe uspokojenie może działać na nas negatywnie;) Oczywiście, kilka minusów realizacyjnych, na przykład walka Gandlafa z Sarumanem, uśmiałem się, widząc jak dwoje staruszków poniewiera się nawzajem po ścianach, wymachując przy tym kijami, niczym samurajowie mieczami, ale jest tutaj niewiele takich scen.

Ogólnie, film, nawet oglądany po raz kolejny, robi wielkie wrażenie.

Adwokat diabła (1997)

6/10 – Początek nudny, akcja wolno się rozkręca. Potem boahterowie przenoszą się do Nowego Jorku, następuje wprowadzenie do firmy, zapoznanie z sąsiadami i tak dalej. Na razie kompletny brak jakiegokolwiek napięcia, klimatu grozy. Bardziej mi to przypominało adpatację jakiegoś dzieła Grishama, niż okulstyczny thriller. Potem żona bohatera doświadcza dziwnych wizji, rodem z "Dziecka Rosemary", akcja się rozkręca, coraz więcej dziwnych rzeczy, zmierzamy do odkrycia strasznej tajemnicy…Nagle wszysto pryska niczym mydlana bańka, kiedy matka mówi ( a już miałem nadzieje, że twórcy unikną tego schematu), że Milton to ojciec Kevina.
I całe budowane napięcie szlag trafia. Byłoby 7, gdyby nie słabe zakończenie. Film powinien się skończyć w momencie samobójstwa Kevina, a tak otrzymaliśmy zakończenie rodem z "Next" Tamohoriego. Kolejne rozczarowanie.

Sierociniec (2007)

Najlepszy horror 2008 roku – Świetne!

Dawno nie widziałem pożądnego horroru, a już na pewno nie wyprodukowanego po 2000 roku. A tu proszę, Hiszpanie nie spoczęli na laurach i bo dobrym "REC" ponownie dostałem z tego kraju świetny, trzymający w napięciu dramat, z wyraźnymi elementami ghost-story.

Nieprzeciętny klimat, zaskakujące rozwiązania fabularne i nietypowi bohaterowie są emblematami hiszpańskiego kina grozy. Znudzeni szpetnymi twarzami azjatyckich niewiast plądrujących połączenia elektroniczne, zmęczeni kiepskimi lekcjami anatomii w wykonaniu Rotha i jego naśladowców, zmęczeni kolejnymi wcieleniami horrorowych herosów z przyjemnością przenosimy się do miejsca, w którym świat duchowy i świat doczesny przenikają się w sposób przemyślany, subtelny.

Z dreszczykiem emocji obserwujemy poczynania zdesperowanej matki, którą nawiedza postać z twarzą zasłoniętą lnianym płótnem, na którym z kolei wymalowany jest nieadekwatny do sytuacji, a tym samym przerażający uśmiech. Z powodzeniem dajemy porwać się jej prywatnemu dochodzeniu na temat zniknięcia synka, co więcej, sami staramy się odgadnąć jego zagadkę, ale nic z tego. Scenariusz ucieka od utartych szablonów w takim stopniu, że odnalezienie rozwiązania wcześniej, niż postanowił scenarzysta, jest właściwie niemożliwe.

Mamy też tutaj dobre, ponure zdjęcia, które również pomagają w budowaniu nastroju grozy. A końcówka sprawia, że siedzimy w fotelu jeszcze kilka minut, wpatrując się w napisy końcowe.

Bezwzględnie najlepszy horror 2008 roku.

8/10

Kac Vegas (2009)

Bawi, oj, bawi – Old School", "Road Trip", nowy "Starsky & Hutch" – jeśli widzieliście te dzieła to macie mniej więcej zarys dowcipu w jakim dobrze czuje się reżyser "Kac Vegas". To nie jest komedia w stylu Woody’ego Allena czy braci Coen. Na szczęście nie jest to też film pokroju "American Pie" ani innych tego typu "dzieł". Bliżej mu do Stillera albo do Sandlera, chociaż też nie do końca. Humor jest tu przede wszystkim śmieszny i nie liczy się żadna granica dobrego smaku. Żart może nie jest zbyt wyszukany, ale trafia do odbiorcy.

Postacie nie mają praktycznie żadnej głębi, są płaskie i jednowymiarowe, ale nie sposób ich nie polubić. Ponadto absolutnie nie da się odmówić twórcom w wymyślaniu gagów. Niektóre sceny to naprawde perełki (pojawienie się Mike’a Tysona).

W rolach głównych żadnych gwiazd nie uświadczymy, dla mnie to plus. Bo choć trójka odtwórców prezentuje raczej popisy niezbyt ambitne, to jednak wątpie, czy śmieszyliby nas tak, gdyby w ich rolach wystąpili jacyś znani komicy, z półki wspomnianych już Sandlera i Stillera.

Ogólnie mamy do czynienia z komedią sytuacyjną pełną pomyłek i wpadek i pomimo, że wszystko to już utarte klisze, śmiechu jest mnóstwo.

7/10

Terminator 3: Bunt maszyn (2003)

Schwarzeneger-60: Dziadzia w akcji – Jednynym plusem tego filmu, oprócz niektórych scen akcji, jest czarny charakter – TX, terminator w postaci ponętnej Kristanny Loken. Szczerze mówiąc, wole oglądać jej pośladki, niż tyłki Arniego czy Patricka. Ale nie tylko jej uroda jest tu plusem – plusem jest to, że jako jedyna postać w filmie, była poprowadzona przez Jonathana Mostowa absolutnie serio i bez durnych wstawek komediowych, nawiązując tym samym do poprzednich robocich przeciwników ludzi z pierwszych dwóch filmów.

Pierwszą wadą, rzucającą się w oczy, są zdjęcia. Niestety, twórcy postanowili odrzucić, stosowaną w poprzednich częściach, technikę "tech-noir", gdzie mieliśmy do czynienia z ponurymi, operującymi ponurymi barwami zdjęciami, na rzecz rażącej kolorami migawki, która nijak ma się do tematu filmu.

Aktorstwo. Arnie gra ciałem, ale po twarzy widać, że to już starszy pan, który raczej powinien dać sobie spokój z odtwarzaniem twardzieli. Claire Danes jakoś się odnalazła w nietypowej dla niej emploi i dała sobie radę. Natomiast Nick Stahl to kompletne nieporozumienie, zarówno jeśli chodzi i grę jak i o sposób zbudowania roli Johna Connora – choć to już raczej wina scenarzystów. Connor Stahla to odludek, wyrzutek, tchórz – ktoś taki ma zostać przywódcą ludzkości ?

Co z tego, że film am jedną, czy dwie fajne sekwencje, skoro to i tak tylko powielanie schematów z części drugiej (scena z dźwigiem: zamiast Patricka i wielkiej ciężarówki, mamy Loken i wspomniany dźwig).

Ogólnie mówiąc, to była typowa letnia produkcja, przynosząca wstyd serii o terminatorach (na razie, bo nie widziałem ostatniej ostatniej części).

4/10

Księżniczka Mononoke (1997)

Najlepsze działo Miyazakiego – Zdecydowanie najlepszy dzieło Miyazakiego, jakie dotąd oglądałem. Absolutne mistrzostwo.

Nie często spotyka się w kinie filmy tak wieloaspektowe i w każdym detalu szczegółowo dopracowane.

Obraz to przede wszystkim studium nienawiści, która pożera wszystkie istniejące plemiona, rasy, stada, film ukazuje, do czego wspólna nienawiść doprowadza. Mamy w filmie zarówno trochę elementów historycznych, jak i odwołania do mitów i legend. I to wszystko zawarte w jednym scenariuszu, w dodatku tak spójnie.

Podoba mi się niezwykły obiektywizm w przedstawieniu tej historii. Twórcy filmu nie opowiadają się po żadnej ze stron. Co już zostało podkreślone, nie istnieje w "Księżniczce Mononoke" definitywne dobro czy zło. Bogowie nie walczą jedynie o przetrwanie, a kieruje nimi nienawiść. Tylko Ashitaka oraz Bóg Lasu są ponad nią.

Wspomnieć oczywiście należy o rysunku, który stoi na równie wysokim poziomie, co w póżniejszych dziełach Miyazakiego.

Wielkie kino.

Proszę czekać…