@miodzik
W ogólnym zarysie mam mniej więcej takie samo zdanie: film to romans i to dość przeciętny (znam nawet rosyjskie produkcje, które bym wyżej ocenił). Natomiast tło historyczne to nawet nie drugi, a najdalszy plan. Mam wrażenie, że zupełnie świadomie prześliźnięto się po historii tamtych czasów, bo (jak to w Rosji) lepiej nie zagłębiać się za bardzo w co najmniej dwuznaczne losy rewolucji tak lutowej jak październikowej. Przeciętny rosyjski widz i tak wie jak było z propagandy, a jak było naprawdę woli nie wiedzieć. Biorąc pod uwagę, że film miał po prostu być kasowym komercyjnym hitem, a nie ambitnym, ale bolesnym rozrachunkiem, to zabieg wydaje się uzasadniony. Fakt, że dla widza z zacięciem historycznym to ten obraz jest słaby, ale też dla miłośnika romansów ten film jest taki sobie. Więc dla kogo powstał? Nie wiem, ale myślę, że głownie dla kasy (może stąd te zapożyczenia choćby z Titanica). Tak czy siak do kanonu nie trafi, choć potencjał tematu jakiego dotknął jest ogromny i szansa była.
Lubię i Spike’a, i Brolina, ale to będzie remake dla tych co Oldboya nie oglądali, bo przecież spora zaleta to było totalne zaskoczenie, a teraz pozostanie co najwyżej kunszt reżysersko-aktorski. Więc faktycznie czy jest sens?
Nie no @Quagmire nie mów, że nie widziałeś filmu od którego zaczęła się kariera Rodrigueza? Musisz koniecznie zobaczyć "El mariachi" – zważywszy, że chłopak zaoszczędził parę groszy, specjalnie nakręcił go w Meksyku, żeby te parę groszy wystarczyło, zagrali w większości "naturszczycy" (w tym np. szef małego więzienia) i to wszystko zachwyciło Hollywood :)
On sam pewnie woli tę łatkę niż Jake’a z "Pamiętników czerwonego pantofelka" ;) Co do "Mgły" to nie widziałem, ale już zdążyłem sprawdzić, że "okazał się lepszy niż się spodziewałaś" – więc może go wreszcie zobaczę.
Ja też nie czuję podobieństwa do Californication i stawiam ten film wyżej już choćby z tego powodu, że Jane jest jednak bardzo dobrym aktorem (co pokazał już w "Podejrzanym", a przypieczętował brawurową rolą w "Standerze z Johanesburga") czego nie można powiedzieć o wiecznie grającym tą samą "minką" Duchovnym. A największy ubaw miałem z jego roli (Duchovnego) w http://fdb.pl/film/190671-the-joneses gdzie wyraźnie był speszony, że gra z Demi Moore (zobaczcie wszystkie sceny, gdy gra z nią sam na sam). Tak czy siak – ja tam żadnej wielkiej roli w karierze DD nie znam, a w karierze Jane’a co najmniej kilka :) Poza tym świetna jest tu też Jane Adams, no i dzieciaki Raya Dreckera :)
> Redox o 2011-08-22 12:14 napisał:
> Wzbraniałbym się przed dodawaniem w to pole
> cokolwiek, jeżeli brak jest tytułu oryginalnego.
No to pat – zostawić pustego się nie da, a przed wpisywaniem czegokolwiek lepiej się wstrzymać. To co nie będziemy dodawać odcinków do np. polskich seriali, które nie miały żadnych tytułów poza numerkami? Jak chociażby Kariera Nikodema Dyzmy? Chyba, że wpisujemy po prostu te numerki jako tytuły – dobrze kombinuję?
8/10 – Nie często się zdarza, żeby opis dystrybutora był zgodny z filmem, którego dotyczy, ale tutaj pełna zgoda: "Urzekająca, dowcipna i mądra opowieść o dorastaniu, która jest tak naprawdę całkiem zabawną historią…" Nie sądziłem, że 30 lat po moich 16 urodzinach historia opowiedziana w filmie pozwoli mi sobie przypomnieć te własne "Wonder Years" ;) Nie żebym zaraz korzystał z psychiatry (choć wychowałem się w sąsiedztwie znanego psychiatryka :), ale twórcy potrafili tak skonstruować opowiedzianą historię, że wcale nie trzeba się wysilać, żeby przypomnieć sobie jak to jest mieć te 16 lat. Poza mądrością jest też spora dawka humoru, polecam scenę wspólnego grania wszystkich (poza sublokatorem Craiga) pacjentów oddziału dla niepełnosprytnych życiowo :)
Na czym w końcu stanęło w przypadku braku tytułu odcinka – zostawiamy puste, piszemy episode 1 itd. czy jeszcze jakoś inaczej?
> Maja1985 o 2011-08-21 01:24 napisał:
> dobrze kombinujesz,ale czy to ma sens?tak się zadręczać
Pewnie jest na zasilaniu awaryjnym, stąd ta udręka ;)
Proszę czekać…