Aktywność

Nie zadzieraj z fryzjerem (2008)

Ja tam po piwie idę spać zamiast jeszcze męczyć oczy i umysł jakimkolwiek filmem. Sandlerowi też nie daję szansy żeby mnie zawiódł i omijam filmy z nim szerokim łukiem. A co do tego do czego są komedie, to… pozwolę sobie mieć swoje zdanie. Uważam bowiem, że komedie też bywają inteligentne, no ale faktycznie nie te z Sandlerem…

Can que (1978)

Ten jeden głos na 10… – to nie mój, żeby nie było :) Ja tylko niosę pomoc… opisem. Film mi się aż tak nie podobał :)

Gra o tron (2011 - 2019)

9/10 – Mam nadzieję, że nie zaniży "lotu" w kolejnych odcinkach. Na razie jest znakomicie, podoba mi się co najmniej jak "Filary Ziemi", choć to oczywiście nie ten gatunek. Ale taka sama tęsknota za kolejnym odcinkiem :)

Straszny film (2000)

"Weekend" – tylko nie jestem pewien czy Pazura miał taki zamysł ;/

Tron - twórcy o dziedzictwie filmu

“W chwili obecnej pracuję wraz z moim zespołem scenarzystów i producentów nad kolejnym rozdziałem naszej historii. Ostatnia scena pozostawia wiele ciekawych możliwości…"
Tego się właśnie obawiałem – może rzeczywiście Kosinski czegoś się nauczył od Jeffa, ale jak scenarzyści będą dalej tacy "kreatywni" to wyjdzie kolejny wyciskacz kasy z naiwnych kinomaniaków i tyle… i tylko tyle

Tron: Dziedzictwo (2010)

Rozczarowanie – Twórcy tego filmu odgrzali stary (całkiem zresztą dobry) kotlet używając nowej mikrofalówki. Ale sam kotlet stał się już mało strawny. Oto bowiem zdają się nie zauważać owi twórcy, że w świecie komputerów, komunikacji, sieci czy w ogóle w świecie elektroniki dokonano sporo wynalazków. Tu ich nie mamy – co z tego, że jakiś sentymentalny facet nie rozstał się z pagerem, skoro cała infrastruktura dawno nie działa to jak, na Boga, mógł dostać jakąś wiadomość? To co w Tronie z 1982 r. było próbą pokazania zagrożeń płynących z „zanurzenia” się w cyfrową rzeczywistość (i przemawiało wtedy do wyobraźni, bo też tylko na niej mógł się wówczas oprzeć przeciętny widz), to w XXI w. (gdzie niemal każdy ma dostęp do komputera) budzi tylko politowanie. Efekty specjalne to tylko jeden ze składników, nawet nie najważniejszy, kina (a jeśli ktoś tylko na tej podstawie temu „dziełu” wystawia ocenę to nawet z tym nie będę polemizował). Fabuła jest do tego stopnia nie wciągająca, że ziewnąłem na tym filmie co najmniej trzy razy, i co najmniej tyle samo razy doskonale wiedziałem co się wydarzy za chwilę. Pomijam litościwym milczeniem dokonania młodego Flynna, który ze zręcznością godną niejednego mistrza rozprawia się, w zupełnie dla siebie nowym świecie, pokonując cyfrowych przeciwników. Miałem pominąć, a napisałem, ale nie będę już teraz tego kreślił ;/ Podsumowując: wyniosłem z tego filmu tylko dwie rzeczy – jedna to dialog: „- Najbardziej lubię Juliusza Verne’a. Znasz? – Oczywiście, że znam. –Tak?! Jaki jest?” :D A druga to to, że „Zus(e)” jest dwulicowy – ale to wiedziałem i bez tego filmu ;) Była jeszcze jedna kwestia, która mnie rozbawiła, ale… zapomniałem, co też uważam za znamienne…

Filary Ziemi (2010)

Kapitalny 9/10 – Jako, że przeczytałem książkę Kena Folleta, troszeczkę się obawiałem rozczarowania ekranizacją, jak to często bywa w takich razach. No i się rozczarowałem, ale mile. Scenariusz nie trzyma się co prawda kurczowo wszystkich wątków książki, bo i nie powinien (w końcu co się dobrze czyta, nie musi się dobrze oglądać), ale oddaje tego "ducha epoki" o którego, jak mniemam, chodziło Kenowi. A przede wszystkim sprawia, że po obejrzeniu danego odcinka myślisz tylko o tym, żeby jak najszybciej zobaczyć kolejny.

Na szczególną uwagę zasługują moim zdaniem kreacje Rufusa Sewella (Tom Budowniczy), Eddiego Redmayne’a (Jack Jackson), Natalii Wörner (Ellen), no i Iana McShane’a jako Walerana. Ale oczywiście pozostali aktorzy nie odstają, właściwie to jedyne co mnie trochę drażniło, to nie "posuwająca się w latach" Skye Bennett (Martha), ale ostatecznie na to mogę przymknąć oko. Przy tulu "plusach dodatnich" ten jeden "plus ujemny" się nie liczy w ogólnym rozrachunku. Polecam z czystym sumieniem wszystkim, którzy filmy historyczne darzą niesłabnącym zainteresowaniem.

Wampiry i świry (2010)

Taaa… Najprościej byłoby to wrzucić do jakiegoś translatora, ale nie wiem jaki język ustawić jako źródłowy – austriacki, brazylijski, szwajcarski??

Ostatnia zima wojny (2008)

6/10 – Po obejrzeniu tego filmu ma się nieodparte wrażenie, że holenderski ruch oporu w porównaniu np. z polskim, to przedszkole (cała zresztą okupacja w tym filmie jest taka "kulturalna"). Widz mógłby odnieść wrażenie, że w sumie to Holendrom wcale nie było najgorzej za Niemca (cyt. wujka Bena to nawet: "jak przyjdą Ruscy, to zobaczycie kto jest okupantem, a kto wyzwolicielem"). Dobrze, że Paul Verhoeven w "Czarnej księdze" pokazał, że ruch oporu w Holandii istniał, a i wojna była jednak koszmarem. Zakładając jednak, że intencją reżysera było pokazanie wycinka wojny widzianej z perspektywy czternastoletniego chłopaka (tak na marginesie w polskim powstaniu młodsi chłopcy mieli "dojrzalsze" zasługi w walce z okupantem) to filmowi dam te 6/10 – należy mu się za sprawną realizację, bardzo rzetelne rzemiosło aktorskie, no i jeden zwrot w akcji, który mnie zaskoczył, ale tylko dlatego pewnie, że film mnie nie porwał i nie zmusił do śledzenia każdego wątku.

Weekend (2010)

3/10 – "Stracony weekend" – taka jest moja opinia. Tak to jest kiedy reżyserem filmu jest "kurtynowy". Dwa gagi, których wcześniej nie znałem, reszta oklepana tak, że nawet trudno mi powiedzieć, że mają długą brodę, bo wydawało mi się, iż już dawno "nie żyją". Aktorzy do ról dobrani na zasadzie: tych weźmiemy, bo są teraz na topie to każdy do kina poleci, tych weźmiemy, bo dawno nic nie zagrali, więc będzie tanio, a tych bo się z nami kumplują. Ilu jeszcze pseudoreżyserów będzie robić podobne eksperymenty, zanim dojdą do tego, że to nigdy nikomu nie przyniosło nic dobrego? Ten co wydał na ten film 25 zł idąc do kina to frajer, ale najcięższy frajer to taki jak ja – co kupił tego gniota na BR za 79,99. Człowiek się całe życie uczy, a i tak umiera głupi ;)

Proszę czekać…