"Fitzcarraldo" Petera Weira – równie niepokojący, ale już bez porywu opętańczego szaleństwa znakomitego poprzednika.
Szczęśliwie proza Kinga posłużyła tu wyłącznie za luźno potraktowane źródło inspiracji, niemniej film i tak nieznośnie płytki i schematyczny.
Niezwykły, choć niewątpliwie dla odpornych na brak akcji. Długie ujęcia, statyczne kadry i obezwładniająca surowość pustyni. Béla Tarr w Dolinie Śmierci.
Styl inspirowany Tarantino nie przesłonił mizerii scenariusza.“You ain’t got a good script, you ain’t got nothing” jak to ujął jeden z bohaterów. Do zapomnienia
Wysmakowany wizualnie, ale wybrakowany emocjonalnie. Zabrakło dramatyzmu i wyrazistych, pełnokrwistych bohaterów. Ot, efektowna kronika wojenna na raz.
Zdrowo przeterminowane s-f bez krzty thrillera. Płytki, zrealizowany bez polotu, a co najgorsze również bez zakończenia. Można poprzestać na zwiastunie.
Raczej kameralny dramat o mierzeniu się z samotnością i bezsilnością w obliczu nieznanego, aniżeli kino s-f.
Trochę przefajnowany. Z zabawy konwencją wyszła średniowieczna gangsterka à la "Przekręt" w Camelocie. Na plus genialna ścieżka dźwiękowa.
Przewrotnie demaskatorski na sposób znany z "Defilady" Fidyka. A zainteresowanym "jak to się robi u nas" polecam "Propagandę" Martinova – tak dla równowagi.
Niezajmująca fabuła, nieangażujący główny bohater oraz niewybaczalna, bo ocierająca się wprost o fantastykę, swoboda w podejściu do faktów historycznych.
Proszę czekać…