@dawidek98
Bardzo dobry film z niezapomnianą Sigourney Weaver na czele. Wspaniale zagrała, kameralna atmosfera dopełnia całości. Trochę zboczony, ale i tak wszystko się wyjaśnia, czy doktor ją zgwałcił i jak ją zgwałcił. Jak dla mnie napięcie trwało do samego końca i nie pozwala o sobie zapomnieć nawet po seansie. Roman Polański dowiódł wszystkim, że ma talent i zmysł reżyserski. To nie jest powtórka "Noży w wodzie", to jest przedstawienie stylu samego reżysera. Kocham kino i cieszę się, że mogłem napisać mini-recenzję na temat "Śmierci i dziewczyny".
Aż tak mi się nie podobał, co wam. Większe wrażenie zrobiła na mnie "Walka o ogień" z 1981 roku w reżyserii Jean-Jacques Annauda. Lecz muszę przyznać, że kreacja Dany Fossey w wykonaniu Sigourney Weaver zdecydowanie się wyróżnia.
Po tysiąckroć wolę filmy z Brucem Lee. Natomiast Jet Li – niestety, nie mój styl.
Wiedźmin na sterydach. A co do samego filmu – może być. Dolph Lundgren zagrał na swoim poziomie, bo to nie jest zbyt dobry aktor według mnie. Złota era kaset VHS i wypożyczalni filmów, w których widniał między innymi ten oto tytuł.
Film strasznie nachalny i przewidywalny, doszedłem jednak do wniosku że James Dean wcale nie był wielkim aktorem. Olbrzym bardziej do mnie przemówił. Nie przyszedł na premierę, bo miał problem z ciągle tymi samymi rolami buntowników.
Wspaniałe kino! Kapitalna kontynuacja dzieła Scotta, ale w jakże odmiennej konwencji. Co tu dużo pisać – świetny film. Zawsze oglądam wersję rozszerzoną, bo ona wyciska jak najwięcej miąższu z tej smakowitości horroru science-fiction. Niejedno współczesne badziewie może mu próbować dorosnąć do pięt, ale i tak mu się to wcale nie uda. Chylę czoła, panowie Ridley Scott i James Cameron.
@Chemas Dla mnie nawet dzisiaj robi spore wrażenie.
Wszyscy się zachwycają Sylvestrem Stallone (ja także, żeby nie było), ale dodatkowo muszę nadmienić, że muzyka Jerry’ego Goldsmitha jest wprost idealna do tego obrazu.
Ciężko było coś wycisnąć z tak wyeksploatowanego tematu. Jednakże, jako fan całej serii daję z czystym sumieniem 7/10.
To jest właśnie to, czego oczekuję od kinematografii. Pełnego ukazania realizmu, wulgaryzmów w dialogach i samych wrażeń ukazanych w czerni i bieli. Mathieu Kassovitz udowodnił tym filmem, że ma talent reżyserski. A Vincent Cassel – chyba najlepsza jego rola w swoim dorobku. Przesłanie tego filmu jest jasne i czytelne: nie wszystko Ci wolno robić, bo jeszcze możesz się narazić społeczeństwu i zostać wsadzonym do przysłowiowej paki. Za dużo muzyki w tym filmie nie było, co jest ogromnym plusem, bo pozwoliło mi się w pełni skupić na patologii paryskiego przedmieścia. Ten film powinno się pokazywać na lekcjach wychowania do życia w rodzinie czy wiedzy o społeczeństwie, by nauczyć się jak szanować starszych ludzi, być z nimi zaprzyjaźnionym i jak odnosić się z szacunkiem do starszych – bo wiecznie młody i żyjący wcale nie będziesz. Także radzę używać mózgu wszystkim ludziom. Ech, rozmarzyłem się trochę! Daję temu filmowi zasłużone 8/10, bo przykuł mnie do fotela tak, jak mało który współczesny film.
Proszę czekać…