@Marac w zasadzie o tym samym mówimy. Tyle, że czasem brak logiki (sam w sobie) w niektórych filmach nie będzie wadą. W serialach, niestety, często robi się wszystko, byle zostawić miejsce na kolejny sezon. Mówimy o tym samym, ja o przyczynie, Ty o skutku, ale o jedno nam chodzi.
Postać Lawrenca świetna. Zgadzam się z Tobą w 100%. Ten wątek, ta postać ratowała sezon.
SPOILERY
@Marac dla mnie osobiście wadą 3 sezonu jest nie tyle rozmijanie się z logiką, co usilne zostawienie otwartego zakończenia, tak aby można ciągnąć kolejne sezony… June powinna zginąć w 3 sezonie kilka razy, ale nie, ona ma taaaaaakiego farta, że wszystko jej uchodzi płazem. Niestety dlatego nie jestem fanką seriali (chociaż je oglądam), bo lubię jak historia jest przemyślana, a nie zależna od ewentualnej dalszej produkcji. I szczerze mówiąc, to ucieszyłabym się bardziej gdyby June została zastrzelona, byłoby to bardziej wiarygodne, a kolejny sezon można by pokazać z perspektywy kogoś innego.
@PolepioneKadry z tym Aniołeczkiem to poleciałeś ;)
Co do dobrych scen w filmie to jednak myślę, że jest jeszcze kilka. Podobała mi się scena na farmie, tak ogólnie podobało mi się napięcie i groza, oraz oczywiście wpierdziel, który tam widzimy (szkoda, że tak krótko ;) ). Zakończenie też mocne, też przypadło mi do gustu (choć jeśli chodzi o broń to wolę miecz / pistolet), niemniej miotaczem ognia QT ładnie sam do siebie nawiązuje ;). Podobało mi się również jak Rick wspina się na wyżyny swojego talentu, Di Caprio zagrał mistrzowsko. Poza sceną z B. Lee te są moimi ulubionymi.
@PolepioneKadry Dzięki za odpowiedź :)
W kwestii Bruce’a Lee to akurat dla mnie ten wątek mógłby być bardziej rozbudowany, scena bardzo mi się spodobała, żałuję, że była tak krótka :) Rozumiem niesmak, bo Bruce był skromny i fajny (najprościej ujmując), jednak osobiście zupełnie mi to nie przeszkadzało. Fakt: Bruce Lee nie jest moim idolem i tak jak szanuję jego dorobek, umiejętności, talent i charakter, tak też nigdy po prostu nie gustowałam w takim kinie. Być może stąd moje podejście.
Możemy się zastanawiać czy zamiast Bruce’a Lee nie można by dać innej gwiazdy (ikony) tak jak chociażby Chuck Norris, ale zapewne wybór był przez Quentina mocno przemyślany i to miał być on (Bruce) a nie ktoś inny. A tak a propos Chucka Norrisa to widziałam niezłego mema ze zdjęciem Pitta (w roli Cliffa) z komentarzem" Chuck Norris? Nie słyszałem o niej."
Zaś co do wyrabiania sobie opinii na jakiś temat na podstawie filmów Tarantino, no cóż… Ktokolwiek, kto ma odrobinę oleju w głowie nie będzie traktował jego twórczości zbyt serio ;)
@PolepioneKadry I co Tarantino sądzi na temat B. Lee?
@PolepioneKadry Fajna argumentacja i w znacznej części zgadzam się z Tobą, w dobitny sposób napisałeś o wadach tego filmu. Wprawdzie moja ocena filmu jest nadal na plus i mimo wszystko film mi się podobał, to jednak nie jest to "stary dobry Tarantino" i czegoś mi tu brakuje, a po Twojej wypowiedzi chyba nawet wiem czego (tylko sama nie potrafiłam tego uchwycić). Myślę też, że Twoje wkurzenie wynika z połączenia dwóch rzeczy: dużej wiedzy o kinie i dużych oczekiwań.
Rozczarowanie. 5/5
Nienawidzę oglądać klasyków, nie znoszę oglądać filmów, które "trzeba zobaczyć" i o których wszyscy mówią, że to pozycje obowiązkowe, rewelacyjne. I to nawet nie dlatego, że mam wygórowane oczekiwania, ale dlatego, że niestety spora część tej klasyki po prostu mi się nie podoba.
Taksówkarza nie widziałam (do tej pory) ani razu. Wiedziałam, że to jedna z tych zaległych pozycji obowiązkowych i w końcu postanowiłam obejrzeć. Był to pierwszy i ostatni raz, więcej do tego filmu nie wrócę. I nie dlatego, że to zły film, on jak dla mnie jest po prostu przeciętny. Oczywiście mam świadomość odniesień do ówczesnej rzeczywistości, niemniej dla mnie dzisiaj (teraz) nie ma to większego znaczenia.
Plusem filmu jest na pewno świetna gra aktorska De Niro, który sprawdził się w roli Travisa. Niemniej sama postać Travisa to antypatyczny, niezbyt rozgarnięty (by nie powiedzieć głupi) dupek, który swoje problemy emocjonalne rozładowuje stosując przemoc na mniej lub bardziej przypadkowych osobach. I chyba ten mój brak sympatii i zrozumienia dla Travisa jest decydujący w niskiej ocenie filmu.
Z minusów, jak dla mnie, muzyka. Tak epatująca emocjami, że już od początku każdej "złej" sceny, wiemy co się wydarzy, bo dostajemy po uszach niepokojącymi tonami. Zero subtelności w budowaniu emocji.
I na podsumowanie: Długo nie sięgnę po nieobejrzaną klasykę…
6/10 i jak na Nolana to słabo. Zdjęcia, montaż, muzyka – to wszystko super. Historia sama w sobie ciekawa, niemniej jednak nie zagrał mi sposób pokazania gdzie co chwilę mamy ujęcia z perspektywy innego bohatera. Niestety również trochę zabrakło mi bohaterów, którym bym "kibicowała", zapewne te przeskakiwanie z historii na historię widz nie ma okazji, aby któregoś z bohaterów "polubić". Gdzieś mi się aktorzy (i bohaterowie) "rozmyli".
I w końcu zmierzyłam się z horrorem-legendą z czasów dzieciństwa. Książkę czytałam ze 25 lat temu, jako nastolatka, nie wróciłam do niej później, żadnej adaptacji nie widziałam. A do dziś pamiętałam ten upiorny klimat i tego klauna…
Zacznę od oceny 8/10. Wysoko, trochę z sentymentu, przyznaję, że na pewno część wrażeń to wspomnienia z dzieciństwa. Ale jednocześnie zaznaczam, że legendy z dzieciństwa bardzo łatwo zepsuć, jeśli się nie utrzyma klimatu i dramaturgii. A przy bohaterach takich jak klaun łatwo o groteskę. Ten film absolutnie się broni, trzyma widza w napięciu i strachu.
Najpierw kilka zdań bez spoilerów, dla tych którzy jeszcze nie widzieli:
8/10. Ciut słabszy niż poprzednie filmy Tarantino. Osobiście spodziewałam się chyba czegoś trochę innego, film nie do końca był w moim klimacie, mimo iż Tarantino uwielbiam. Były dłużyzny, które mi jakoś po prostu nie pasowały (wiem, wiem, że w poprzednich filmach też były dłużyzny, ale tutaj mi trochę to nie grało, brakowało mi w nich napięcia /klimatu). Za dużo pokazanego "chodzenia sobie" bohaterów, scen z których zbyt wiele nie wynika, scen, które (w moim odczuciu) nie miały fajnej puenty.
Z plusów to zdecydowanie aktorstwo: Pitt i Di Caprio: Mistrzostwo! Role zagrane świetnie i obydwu kocham w tym filmie absolutnie. Reszta aktorów również ok, Margot w zwiastunach i na zdjęciach mnie drażniła, ale w filmie, ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że wyszło wszystko fajnie. Podobały mi się małe role Russela, Bell. W zasadzie to chyba u Tarantino standard, że aktorzy grają role do których są stworzeni, a role są w większości ciekawe, nie ma nudnych postaci :). Podobały mi się fajne smaczki w obsadzie i treści (kto gra jaką rolę i co kojarzymy z innych filmów). Do tego nie będzie wielkim spoilerem, jak napiszę, że jest iście tarantinowska rozpierducha, bo tego chyba każdy się spodziewa ;) Jest kilka fajnych wątków pobocznych, które chciałabym aby były bardziej rozwinięte (albo żeby było takich historyjek więcej – przykład historia żony Cliffa).
DALEJ SPOILERY
Nie rozumiem kompletnie oburzenia, że to film o zabójstwie Sharon Tate. Bez obrazy, ale ten film jest tak o zabójstwie, jak "Bękarty wojny" o II Wojnie Światowej… W sumie to bardzo dobrze, bo raczej nie wyobrażam sobie aby było inaczej i nie chciałabym w filmie Tarantino zobaczyć scen rzezi, która miała miejsce naprawdę.
Brakowało mi też w tym filmie tryskającej krwi. Przemoc była. Brutalne sceny były. Jak się tłukli to aż mnie bolało, sceny były mocno realistyczne w niektórych momentach i przyznam szczerze, że oddałabym trochę tego realizmu, na rzecz filmowego ujęcia. Miotacz ognia mnie nie przekonał, choć jak tak sobie o tym myślę to pomysł niezły.
Świetna scenka z Brucem Lee, żałuję, że tak krótka. Podobnie chętnie bym wróciła do wątku żony Cliffa. Świetna akcja na rancho hippisów, również żałuję, że nie bardziej rozwinięta.
Ktoś podyskutuje :) ?
Proszę czekać…