Zgadzam się z przedmówcami. To jeden z filmów gdzie wszystko jest na najwyższym poziomie: aktorstwo, muzyka, historia i jej przesłanie, zdjęcia, całość porusza do głębi.
Ten film raczej napalone wielbicielki sagi przyciąga a nie wielbicieli wampirów. Wymiękłam po 1 części i kolejnych nie zamierzam oglądać, kupa i tyle
no i obejrzałam – Nie ukrywam, że 1 część podobała mi się bardzo, przez to bałam się że 2 może być kiepska i nie będzie dorównywać 1. Całe szczęście nie było wcale źle i film naprawdę fajnie się ogląda.
Historia całkiem ciekawa, bohaterowie ci sami (w tym mamy również policjantów z pierwszej części), humor podobny, akcji jest w sam raz, generalnie nie ma co narzekać. Może i nasi Święci nieco się postarzeli i nie wyglądają już tak fajnie, i jest dużo podobieństw do 1 części (przez to film jest odrobinę wtórny dla fanów jedynki, bądź niezrozumiały dla osób które jedynkę dawno widziały i nie pamiętają) ale to chyba jedyne wady. W mojej ocenie 7/10.
mniej więcej się zgadzam. Może aż tak negatywnie nie odebrałam tego filmu, ale generalnie całość nie porywa. Komedia nie wyszła, a żeby to miał być poruszający, głęboki film to też nie bardzo. Aktorstwo Carreya to ku.. nie aktorstwo, on zawsze wygląda tak samom jak idiota, który będzie robił głupie miny, i w tym filmie było nie inaczej…
Historia z potencjałem ale efekt średni
1/10 – bardzo rzadko zdarza mi się wyłączyć film w połowie, stwierdzając, że w zasadzie nie mam go po co oglądać. Tak naprawdę to zdarzyło mi się to tylko kilka razy. Miedzy innymi na tym filmie. Nie mam pojęcia co ludzie w nim widzą, i nie mam pojęcia skąd taka wysoka ocena, i chyba nigdy tego nie pojmę.
Mamy tu kiepściutką komedyjkę z dwójką bohaterów nieudaczników, którzy bardzo chcieliby być cool. Pewnego wieczoru jadą sobie na miasto i spotyka ich masa "przygód". Problem, że to co ich spotyka to ani nie jest śmieszne, ani to nie przygody. Żarty są naciągane, albo niesmaczne, a przygody "prawie jak Indiany Jonesa".
Jeśli ktoś lubi śmiać się z pierdów, to będzie miał ubaw po pachy.
> pablo75 o 2010-05-24 16:18 napisał:
>
> To nie jest walka,tylko uważam,że ocena 1/10,czy 3/10 jest krzywdząca dla tego
> filmu.
Cóż, odpisujesz na niemal każdy post na temat tego filmu, więc jak dla mnie wygląda to na walkę.
>Nie wyskakuj z gustami i guścikami,bo podobno o gustach się nie rozmawia.
Argument, że o gustach się nie dyskutuje, jest dobry jak się nie ma żadnych innych. Równie dobrze można napisać: "bo Ty się nie znasz". Zamiast rzeczowych argumentów zasłanianie się gustem.
Jak dla mnie film jest baaaaardzo słaby, a widziałam go w okresie polskiej kinowej premiery, czyli ładnych parę lat temu, kiedy moja świadomość kina była zdecydowanie niższa. I już wtedy uważałam go za gniota. Przykro mi, ale filmy z tego typu potworami rzadko kiedy straszą (przynajmniej nie mnie), bo zamiast klimatu mamy sztuczne stwory i słaby scenariusz.
> pablo75 o 2010-05-23 00:09 napisał:
> Nie zaliczam się do nastolatków i miałem do czynienia z porządnym horrorem,mimo
> to "Smakosz" mi się spodobał. 7/10 :))
Dziwi mnie to co piszesz, bo film ten to jeden z bardziej kiepskich horrorów jakie miałam okazję widzieć, a oglądam filmów sporo. Jak widać są gusta i guściki.
Nie rozumiem co ma na celu Twoja "walka" na forum z negatywnymi wypowiedziami na temat tego filmu, ale jak widać jesteś w zdecydowanej mniejszości.
5,5/10 – Film ogólnie może być, ale nie jest to jakaś rewelacja, spodziewałam się czegoś innego.
Mamy tu pokazaną zupełnie inną kulturę, z jej wadami i zaletami, przy czym im dłużej film oglądamy tym więcej jest, niestety, tych wad. Nie sądziłam, że ludzie potrafią być jeszcze aż tak zacofani – każdy kto obejrzał film, chyba jest równie jak ja zszokowany "motywem z ziemniakiem"… tragedia.
Z zaciekawieniem za to obejrzałam sceny dotyczące przygotowań do wesela + jeszcze kilka innych, w których możemy przyjrzeć się z bliska życiu w Limie.
Inna sprawa: nie wiem czy grająca główna rolę aktorka to chodzące beztalencie, które wygląda w każdej scenie tak samo (twarz bez emocji jak plastikowa maska), czy to było założenie reżysera i tak właśnie miała grać. Tak czy inaczej wyszło średnio ciekawie. Główna bohaterka wygląda w każdej scenie tak samo, jakby była upośledzona umysłowo i nie potrafiła wyrażać żadnych emocji.
7/10 – Na ten film trafiłam przypadkiem, bo na ogół obrazy które mają takie nędzne tytuły są kiepskimi komediami romantycznymi, których nie znoszę… A tutaj, ku mojemu zaskoczeniu, nie było mdłych dialogów i banalnych dowcipów. To kilka krótkich historii, które pokazują nam Nowy Jork, z jego różnorodnością, kolorami, i nocą i dniem, a przede wszystkim pokazują jego mieszkańców, którzy całym sercem kochają to miasto.
Po tym filmie chyba każdy ma ochotę tam pojechać. Może nie na zawsze, ale przynajmniej na jakiś czas.
> Redox o 2010-05-15 14:36 napisał:
> Nie no, akurat Nicholson zagrał na poziomie. Nie wiem czy ktokolwiek inny mógł
> tak wyraziście zagrać właśnie tak jak Jack swoją postać owładniętą szaleństwem i
> paranoją.
Właśnie o tym szaleństwie i paranoi mówię:) Jack jest genialny w ukazywaniu takich pokręconych postaci, ale niestety niespecjalnie się sprawdza w rolach "normalnych" ludzi. A główny bohater "Lśnienia", zanim przyjechał do hotelu, był całkiem normalny. Tego mi nieco brakowało na początku, to mi trochę nie pasowało, że on już w pierwszych scenach wyglądał na psychopatę.
> Już bardziej narzekałbym na odtwórczynię roli Wendy – Shelley Duvall.
> Ona się tutaj raczej nie popisała. Chyba największy minus filmu. Były takie
> momenty podczas seansu, że chciałem wziąć od Jacka siekierę i sam ją
> poćwiartować :)
To się zgadzam:) miałam podobne odczucia:)
Proszę czekać…