@dawidek98
@Sweet_Foxy Proszę mi nie antycypować. To tylko cytat, jakbyś miała wątpliwości.
@Chemas Pręgowski w "Misiu" też dał radę jako goniec. Jego słynne "Straszne się tu chamstwo zjeżdża z całego świata. Kasza niedogotowana." weszło u mnie na stałe do języka codziennego.
No cóż, wcale to nie jest lepsze od serialu. A już żenadometr to filmidło osiągnęło w momencie pościgu konnego po Wilkowyjach i natknięcie się na gołą parę w trakcie pościgu, jakby pomyliła ta para miejsce przy domu z plażą nudystów. Nikomu nie polecam, jeśli ktoś się szanuje serialowo. Artur Barciś, jeden z moich ulubionych polskich aktorów miał zdecydowanie lepsze role, m.in. w "Znachorze", "Dekalogu", ba! Uważam, że w "Miodowych latach" wypadł już o niebo lepiej niż tutaj. To nie jest opinia, która by obrażała mojego aktora, po prostu nie przemawia do mnie wszystko, co jest związane z "Ranczem". Tyle ode mnie.
A ja się wyłamię i napiszę, że tego serialu nie lubię. Aktorzy fatalnie zagrali, jak na mój gust. Piosenka z napisów końcowych serialu pod tytułem "To tylko sny" Anny Jurksztowicz powoduje, że chce mi się rzygać. O reszcie muzyki z tego głupiego serialu sądzę dokładnie tak samo. Już "Miodowe lata" były lepsze (do momentu odejścia Agnieszki Pilaszewskiej z powodu jej trudnego charakteru) lub chociażby "Świat według Kiepskich" do 71 odcinka. A w "Ranczu" nie było ani jednego odcinka, który by mi się podobał. Miałem wrażenie, jakby serial ciągnął się w nieskończoność. Reżyserzy i scenarzyści mogliby się uczyć od świętej pamięci Stanisława Barei i pilnie notować w zeszyciku, jak się rozśmiesza 40-milionowy naród, a nie tylko kilku imbecyli nieskażonych żadną głębszą myślą. Jeszcze raz krótko i na temat: nieudany serial. Franciszek Pieczka – owszem, świetny aktor, ale tutaj zdecydowanie się nie popisał. Tak samo Leon Niemczyk (chociaż tylko w pierwszym sezonie grał, to jednak). Bohaterzy tego serialiku są strasznie irytujący, nikogo nie da się lubić, wszyscy kombinują, kradną i chleją pod sklepem. A Bareja potrafił uczynić z tych bohaterów sympatię u widza i powiedzieć "Tak, my też tacy jesteśmy.", stąd jego ponadczasowość i mowa bohaterów jego dzieł w codziennym życiu Polaków. Dla mnie discopolowy serial. 1/10
@Asmodeusz Mi się kompletnie nie podobał. Słaby film, który broni się jedynie soundtrackiem.
@bizarre Naprawdę, te wszystkie zachwyty nad drugą częścią Terminatora jak najbardziej zasłużone. James Cameron i Arnold Schwarzenegger stworzyli wspaniały duet, który dał światu nie tylko oba filmy o likwidującym cyborgu, ale i także nawet udaną komedię o tytule "Prawdziwe kłamstwa". Takich filmów już nie ma i nie będzie, niestety.
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wielkie i monumentalne kino. Ben Kingsley najbardziej mi się podobał właśnie jako Mahatma Gandhi. Nie wyobrażam sobie nikogo innego do tej roli, urodził się właśnie po to by zagrać indyjskiego przywódcę, polityka i prawnika. Niesamowicie pokojowy człowiek. Bardzo fajnie zastosowano tutaj technikę filmową zaczynającą się od sceny zabójstwa Mahatma Gandhiego i jego konanie na łożu śmierci po to, by móc się cofnąć do początków jego niesamowitego życia. Główny bohater dostał więcej od życia niż wszyscy Azjaci tamtych czasów, jakby na zapas, jakby hurtem. Martin Sheen jako Vince Walker też wypadł moim zdaniem niczego sobie, ale wiadomo kto był zdecydowaną gwiazdą tego dzieła. Muzyka, którą skomponowali Ravi Shankar i George Fenton jest wprost idealna i zarazem komponująca się z tym, co widzimy na ekranie. Muszę powiedzieć, że deszcz Oscarów w pełni zasłużony, bo to niewątpliwie chyba najlepszy film jaki nakręcono w samym 1982 roku. Zdjęcia i scenografia nie zestarzały się ani trochę, pokuszę się o stwierdzenie, że nawet dzisiaj mogłyby zostać one wykonane z prawdziwą pieczołowitością i pietyzmem, a i tak bym się tym zachwycał. Hasła wychwalające indyjskiego bojownika o niepodległość XX wieku były bardzo trafne i skandowałem razem z tymi statystami w myślach. Mnóstwo statystów i wolontariuszy wzięło udział – która dzisiejsza produkcja może się tym pochwalić?! Sam nie wiem, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak polecić ten film każdemu szanującemu się fanowi kina nie tylko biograficznego. Trzeba zarażać nim znajomych i trzeba promować, bo inaczej czeka nas pokolenie wychowane na paradokumentach, badziewiach z MTV czy innych programach typu "Rolnik szuka ameby" czy "Królowie żyta pszennego". 9/10 i do ulu.
Bardzo dobry film. Brad Pitt i David Thewlis zagrali niesamowicie. Wielka szkoda, że wyrządzili krzywdę Chinom i mają zakaz wstępu do tego kraju, któremu w filmie nie zrobiono jakiejkolwiek krzywdy. Najbardziej mi się podobały zdjęcia – mnóstwo widoków na góry, klasztory tybetańskie, buddyjskie kościoły, miasta w Chinach czy Indiach. Jean-Jacques Annaud posiada ogromny talent reżyserski, co potwierdził jeszcze bardziej udanymi "Walką o ogień" czy "Imieniem róży" z Seanem Connery w roli głównej. Obawiam się, że dzisiaj mało kto będzie chciał oglądać tak wartościowe filmy, jak właśnie ten klasyk z 1997 roku. Mądrości wygłaszane przez chłopca są naprawdę poważne, nie służą tylko rozśmieszeniu, jak to w prawdziwym życiu, lecz przekazanie rad i lekcji, którymi powinniśmy się wszyscy na co dzień kierować. Wzruszyła mnie scena, jak Brad Pitt pije u tubylców białą herbatę, chociaż sam nie lubi jej jakoś specjalnie. Szkoda, że żona i dziecko się od niego odsunęli z jednego głupiego powodu: zdobywania szczytów. Ale cóż… samo życie. Polecam każdemu, kto się interesuje zwyczajami i ludnością azjatycką, bo tam jest naprawdę co zobaczyć i zwiedzić przede wszystkim. Moja ocena to 8/10.
@Czechu Parafrazując najlepszą polską komedię: "Oczko się urwało, temu filmu".
Tylko i wyłącznie z sentymentu do Stanisława Tyma oceniam ów film na 5/10.
Proszę czekać…